Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


Przypadkiem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Obyczajowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
sm00k




Dołączył: 22 Sty 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:55, 22 Sty 2012    Temat postu: Przypadkiem

Witajcie,
Mam do przedstawienia fragment swojej książki pt. "Przypadkiem". Opowiada ona historię dziewczyny - nieco zagubionej w świecie - otaczającej się bliskimi przyjaciółmi oraz wspomnieniami z dzieciństwa. Jednym z takich wspomnień jest chłopak, którego po wielu, wielu latach nagle spotyka w drodze do pracy. Opowieść o przyjaźni, miłości, szczerości oraz jak to w życiu bywa - rozczarowaniach. Wydaje mi się - jako autorce - że każdy z nas może się utożsamiać z głównymi bohaterami. Gorąco polecam.

Jechałam do pracy wcześnie rano. Zajęłam miejsce siedzące w autobusie i poczułam się dokładnie tak samo jak kiedyś, gdy jeździłam do mojej poprzedniej firmy. Choć droga do nowego biura nie różniła się za wiele od tej poprzedniej, czułam, że coś mi się nie podoba. Jakby uwierały mnie te wszystkie wspomnienia. Może nie powinnam była tego mówić?
Spojrzałam w szybę. Deszcz spływał po niej strugami. Jesień. Nie lubiłam jesieni, ale ta, tego roku, była bardzo ciepła. Mogliśmy wręcz spać przy otwartym oknie, mimo, że nad ranem temperatura ledwo przekraczała zero stopni.
Ktoś obok mnie usiadł wyciągając mnie z zamyślenia. Autobus stanął, mimo, że do przystanku było jeszcze daleko. Rozejrzałam się, ale o tej porze, szczególnie jesienią, niewiele można było zobaczyć. Ludzie też wiercili się i kręcili, by tylko zobaczyć o co chodzi. W końcu autobus przejechał kilka metrów i znów stanął.
-Pewnie jakiś wypadek. – odezwała się kobieta obok mnie. „Pewnie tak” pomyślałam powracając do swoich myśli. Wypadek – to właśnie on sprawił, że moje życie potoczyło się tak jak się potoczyło. Byłam z Robertem przez przypadek. Kochał mnie, to raczej z własnej, nieprzymuszonej woli, i dobrze nam było. Nie widziałam sensu, by to psuć, bo pojawił się ktoś kogo już znać nie chciałam. Kogoś kto zniszczył mi życie – choć zapewnie nieświadomie. Zresztą nieważne – otrząsnęłam się z tego stanu. Autobus w końcu ruszył, a na światłach minął stojący samochód. Kierowca pochylał się nad kimś na ziemi. Nie widziałam czy to kobieta czy mężczyzna. Widziałam tylko leżący nieruchomo cień.
Wypadek tak wiele potrafi zmienić w życiu. Wiedziałam, że unikanie myśli na ten temat nie uchroni mnie od konfrontacji z nim. Będę musiała się z nim widywać. Szczególnie wtedy, gdy dowie się prawdy. Nie zrezygnuje tak łatwo. Ale bardziej się martwiłam o Roberta, niż o siebie. On mógł to przeżyć mocniej…
Znów spojrzałam w szybę.
Jakoś to będzie – skwitowałam w myślach.

***

Gdy byłam małą dziewczynką rodzice wysyłali mnie na kolonie. Gdy zaczęłam swoją edukację w gimnazjum zaczęły się obozy – jak to dojrzale brzmiało.
I właśnie w jednej z nadmorskich miejscowości poznałam Mariusza. Z początku nie zwracałam na niego uwagi, i wzajemnie – jak sądzę. Byliśmy w takim wieku, że dla mnie liczyły się dyskoteki i kosmetyki, a dla niego – cóż, ganianie z kumplami po korytarzach.
Pewnego dnia, gdy stałam z jakąś dziewczyną przy drzwiach – a imienia jej nie pamiętam – przebiegł obok mnie z czyimś butem w dłoni i krzyknął „cześć”. Odpowiedziałam nadal nie zwracając na niego uwagi, gdy na powrót wbiegł do budynku, minął nas i znów się przywitał. Przebiegał obok nas tak kilka razy wciąż dzierżąc w dłoni tego buta, aż w końcu zatrzymał się, żeby odsapnąć. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Mariusz jestem. – dodał. Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu. Miał naście lat, ale nie można było mu odmówić urody. Miał ciemne włosy obcięte na grzybka, duże brązowe oczy i był wyższy ode mnie.
-Julka. – odparłam odwracając wzrok.
-Bardzo przepraszam. – rzucił do mnie i znów puścił się biegiem. Jego kolega miał zdecydowanie dosyć, bo krzyknął coś do niego i poszedł do pokoju.
Z tamtego okresu naszej znajomości pamiętam jeszcze tylko kilka sytuacji. Mniej lub bardziej ważnych. Był, i w sumie nadal jest, najmilszym wspomnieniem ze wszystkich takich wyjazdów i chyba tamtych czasów.
Dopiero gdy wróciliśmy do domów, okazało się, że mieszka nie tak daleko. Bo pod miastem. Widywaliśmy się od czasu do czasu. Częściej pisaliśmy do siebie listy. Uznałam go chyba za kogoś ważnego. Mówię chyba, bo nie pamiętam już tamtych emocji. Wiem tylko, ze jak widziałam od niego list nie mogłam się doczekać by go przeczytać. Pisałam mu o wszystkim co mnie dotyczyło i odwrotnie. Znałam go jak nikogo innego, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie wiem jakby się potoczyły nasze relacje, gdyby wszystko wyglądałoby inaczej. Wiem jednak, że był moim przyjacielem. Tak chciałam o nim myśleć. I teraz też myślę, że mimo wszelkich przejść i moich zachwianych emocji, nigdy nie zmieniłabym nic. Wolałabym go poznać i mieć te wszystkie kłopoty, niż nie poznawać go nigdy i nie czuć tego co czułam. I czuję nadal.
Ale wracając do młodszych lat to w rok po naszym obozie zostałam zaproszona na jego urodziny i poznałam jego rodziców. Całkiem mili ludzie. A przynajmniej tak mi się wydawało.
A później nasz kontakt zaczął zanikać. Nie spotykaliśmy się częściej jak raz na kilka miesięcy. Listów też już nie pisaliśmy. Po jakimś czasie wzięłam długopis i kartkę i napisałam do niego.
Bardzo długo nie odpowiadał, a jak już w końcu to zrobił to napisał tylko, że już nie czuje pisania listów, że to przestarzałe i nie wprowadza nic do jego życia. I dodał jeszcze, że się wyprowadzają z matką, bo jego rodzice się rozwiedli, więc zapewne się już nie zobaczymy.
I tak zabił moje uczucia do jego osoby. Wtedy pałałam do niego niechęcią. Wiele razy zastanawiałam się co mu powiem jak go zobaczę. Czy wyrzucę mu to w twarz. Czy zareaguję tak jak się tego nie spodziewam? Do domu często wracałam zaglądając z nadzieją do skrzynki. Ale listu nie było. Aż w końcu przestałam tam zaglądać. Gdy rodzice mnie wołali, że dostałam jakąś korespondencję nie pomyślałam już, że to on. Zwykle pisał bank, albo ktoś zupełnie inny.
W moim życiu – poza brakiem wyższych emocji zmieniło się trochę przez ten czas.
Skończyłam to cholerne gimnazjum, którego nie cierpiałam. W liceum poznałam nowych znajomych. Nowe przyjaźnie. Choć nie takie jak z nim. W zasadzie to już nie wierzyłam w przyjaźń. Po co mi ktoś kto zrobi dokładnie to samo co on? W każdym razie poznałam tam Berenikę i Michała. Oni byli mi najbliżsi. Z nimi spędzałam wolny czas, z nimi chodziłam na zabawy i to z nimi szłam zatłoczoną ulicą na piwo, gdy spotkałam brata Mariusza.
Nie poznał mnie, ale przypomniałam mu kim jestem i uśmiechnął się radośnie. Moi znajomi zaczekali kawałek dalej nie chcąc nam przeszkadzać.
-Rzeczywiście. Taka mała byłaś jak cię widziałem ostatnio. – zaśmiał się. – Co słychać?
-Chciałam zapytać o to samo. Co u Mariusza? – spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Jakby chciał uniknąć tego tematu.
-Myślałem, że wiesz. – powiedział. – Mariusz wpadł w niemałe problemy. Trzymał się z dziwnym towarzystwem, wiesz? Alkohol, kobiety, nawet kradzież. Na szczęście nic mu nie udowodnili. – słuchałam go, a serce łomotało mi jak oszalałe. Wpadł w kłopoty, to dlatego był taki oschły w ostatnim liście. Tym sprzed pięciu lat. – Więc krótko po rozprawie wstąpił do Ochotniczej Straży Pożarnej. Trochę się zmienił. A po dwóch latach wyjechał do Irlandii. – dokończył. Patrzyłam na niego w milczeniu. – Hej?
-Wróci kiedyś? – ciągnęłam.
-Nie wiem. Zresztą, Julka, to już nie jest ten sam chłopak.
Uśmiechnęłam się lekko do niego i grzecznie wysłuchałam co jeszcze mówił. A wspominał o tym, ze sam pracuje firmie ojca, bo ten nienajlepiej się czuje. Że ich matka umarła cztery lata temu – pozwolił sobie nadmienić, że uważa, że ich matce serce pękło z żalu. Że najpierw ojciec ją zawiódł, a później Mariusz. Wciąż patrzyłam na niego, ale myślami byłam bardzo daleko.
Musiał przechodzić ciężki okres, a mnie nie było przy nim. Mogłam mu pomóc. Ale co ja mogłam? Miałam jechać za nim?
Nie, pomyślałam. Ale mogłam przyjechać, gdy jeszcze tu mieszkał. Mogłam potrząsnąć nim i powiedzieć, żeby za żadne skarby się nie zmieniał, bo jest moim przyjacielem, i nieważne, gdzie wywiezie go matka, spotkamy się jeszcze. I że będę z niego dumna. Że jest dla mnie ważny. Cokolwiek.
-Będę uciekał. Mam do załatwienia jeszcze wiele spraw. – odezwał się mężczyzna. Patrzyłam na niego niezrozumiale. – Do zobaczenia Julka.
I odszedł zostawiając mnie samą z moimi myślami. Nie na długo jednak. Berenika i Michał szybko do mnie dołączyli. Przy czym dziewczyna koniecznie chciała się dowiedzieć kim jest tajemniczy facet.
-Stare czasy. – odparłam wymijająco.
Nie miałam ochoty na piwo. Chciałam wrócić do domu i złapać mój pamiętnik. Pisać w nim o tym co czułam. A czułam w tej chwili wiele.
-To za zdaną maturę! – rzucił Michał, gdy siedzieliśmy już w lokalu.
Oni wiedzieli, że nie nadaję się na świętowanie. Widzieli po moim zachowaniu, że spotkanie na ulicy wzbudziło we mnie dziwny stan. Dlatego żadne z nich nie protestowało, gdy chciałam wrócić do domu.
Byli wyrozumiali, wspaniali i w ogóle cieszyłam się, że ich mam. Ale nigdy nie nazwałabym ich przyjaciółmi. I byłam pewna, że tego ode mnie nie wymagają. Znali historie o Mariuszu i wiedzieli, że mimo mych gorących uczuć w ich kierunku nie umiem już używać tego słowa z przekonaniem, że wszystko będzie dobrze. Myśleć, że to nic nie zmienia. Bo zmienia wiele. Zresztą nie chciałam już myśleć o Mariuszu i o przyjaźni. Bo to przeszłość. A przeszłość nie ma znaczenia.
Po zdanych egzaminach zajęłam się pracą. Wprawdzie długo trwało nim znalazłam taką, która by mnie satysfakcjonowała. Przechodziłam z pracy do pracy, z miejsca na miejsce. Przez cały rok nie mogłam zostać na dłużej. Aż w końcu dostałam interesującą mnie ofertę. Wprawdzie za miastem, więc dojazd dwoma autobusami, ale mnie to nie przeszkadzało.
Zaocznie robiłam studium, a na co dzień zmagałam się z problemami w domu. Rodzice postanowili wyjechać z miasta. Chcieli w końcu odpocząć od tego zgiełku. Sprzedali dom, w którym mieszkaliśmy, kupili mi mieszkanie i wyjechali na północ. Mogłam oczywiście ich odwiedzać, ale w pracującej codzienności mało było na to czasu.
Mieszkanie, które od nich dostałam miało trzy pokoje. Na jakiś czas więc przeprowadziła się do mnie Berenika. Miała przejściowe problemy z facetem i chciała dać mu nauczkę.
-Nie krępuj się. – powiedziałam. – Wiesz gdzie jest lodówka, kawa i telewizor.
-Raj. – odparła z uśmiechem.
-Będę wstawać dosyć wcześnie, więc przepraszam jeśli cię obudzę.
-Nie przeszkadzaj sobie. – nadmuchała sobie materac w nieużywanym pokoju i poszłyśmy spać.

***

Jedną z tych rzeczy, które nienawidziłam w mojej dorosłości to wstawanie skoro świt. Nie cierpiałam wstawać wcześnie po to, by za biurkiem przez cały dzień ziewać.
Pospiesznie wypiłam kawę i pobiegłam na autobus.
Droga była zawsze nużąca, dlatego starałam się głośno słuchać muzyki. Zwykle pomagała w drodze do pracy. Z powrotem niestety już nie.
Tego dnia na przystanku którymś z kolei wsiadł chłopak. Zwróciłam na niego uwagę tylko i wyłącznie przez jego ubiór. Był ubrany cały na czarno, na głowie miał kaptur i nie było widać jego twarzy.
Pokiwałam z dezaprobatą głową i znów zajęłam się obserwowaniem okna.
Problem polegał na tym, że chłopak ten – a raczej mężczyzna, wsiadał codziennie do mojego autobusu, codziennie stawał w tym samym miejscu i się patrzył. Strasznie mnie tym denerwował. Wprawdzie tylko pierwszego dnia był tak dziwnie ubrany. Przez resztę tych „spotkań” nosił się całkiem przyzwoicie. Nosił ciemne buty, dżinsy, białą koszulę i kurtkę ze sztruksu. Ktoś musiał go nieźle skarcić za poprzedni ubiór.
Zresztą nie jego wygląd był najważniejszy. Tylko to jak na mnie działał.
W kolejny poniedziałek usiadłam więc bliżej kierowcy. Uradowana, gdy go nie zobaczyłam przymknęłam oczy. Poczułam, że ktoś obok mnie siada, ale postanowiłam nie zwracać na nic uwagi. Muzyka w moich uszach… Ktoś mnie szturchnął. Spojrzałam w prawo i zatkało mnie. To ten chłopak. Mężczyzna znaczy się.
-Nie śpij. – powiedział.
-Słucham? – rozbił mnie totalnie.
-Nie unikaj mnie. – dodał.
-To jakieś nowe przykazania? Czego chcesz? – starałam się mówić dość cicho, choć kobieta siedząca w rzędzie obok patrzyła na nas z zainteresowaniem.
-Myślałem, że mnie poznałaś i mnie unikasz. – powiedział.
-Nie znam cię, przykro mi. – wstałam chcąc zmienić miejsce. Złapał mnie za rękę.
-Julka. – oniemiałam. Pociągnął mnie lekko i tym samym zmusił bym usiadła. – Nie poznajesz mnie?
Patrzyłam na niego zmieszana. Znam, oczywiście, że znam, ale skąd? Krótkie ciemne włosy postawione na żel, mała blizna na policzku, ciemne oczy. Tak ciemne…
-Mariusz? – spytałam i nie wiedziałam czy mój głos wyraża więcej zdziwienia czy strachu.
Uśmiechnął się.
Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu. Żadne z nas nie chciało się odezwać pierwsze. Co miałam mu powiedzieć? „Miło cię widzieć, fajnie że żyjesz i nic więcej nie ukradłeś?”
-Byłem u ciebie. – odezwał się w końcu. Chyba widział, że nie rozumiem, bo dodał: - Tam gdzie mieszkałaś.
-A… Nie mieszkam tam od kilku lat.
-Tego się właśnie dowiedziałem. Zostawiłem ci tam list. Właścicielka powiedziała, że czasem cię widzi to ci go przekaże.
-A myślałam, że list to przestarzała forma kontaktu. – odparłam zgryźliwie.
Chłopak tylko skinął głową po czym zawiesił wzrok na oparciu fotela przed nami.
-Przepraszam. Pozwól mi to wszystko wyjaśnić…
-Nie ma potrzeby. Twój brat mi to wyjaśnił. Dosadnie. – wpadłam mu w słowo.
-Co ci powiedział?
-Prawdę, w przeciwieństwie do ciebie. – wyjrzałam przez okno. – Przepraszam, mój przystanek. – wstałam, a on poszedł w moje ślady.
Zdziwiłam się, gdy ruszył za mną i wysiadł z autobusu, ale nic nie powiedziałam. Dopiero, gdy szedł za mną, aż do budynku poczułam się nieswojo.
-Czego ode mnie chcesz? – spytałam chłodno.
-Porozmawiać. Chyba nie proszę o wiele.
-Nie mam czasu. Pracuję. Zresztą ty pewnie też jechałeś do pracy.
-Praca nie zając…
-Moja ma terminy. Do widzenia. – rzuciłam i weszłam do środka witając się z ochroniarzem.
Potraktowałam go tak chłodno jak się nie spodziewałam. Być może przesadziłam. Nie wiem. To nie miało znaczenia. Chciałam o nim zapomnieć.
Myśli, że pojawi się tu po tylu latach i ja go przywitam z otwartymi ramionami? Ignorant.
-Hej, rozlewasz wodę. – powiedziała Agata, moja szefowa, gdy byłam już w aneksie kuchennym.
-Hej. Przepraszam. – wytarłam pospiesznie kałużę i wzięłam swoją szklankę.
-Wszystko w porządku? – spytała.
-Tak. Wszystko ok. – odparłam odchodząc do siebie, mimo, że czułam, że jest daleko od w porządku.
Przez osiem godzin mojej pracy nie mogłam się na niczym skupić. Wciąż błądziłam myślami wokół jego osoby.
-Robisz nadgodziny? – zapytał jakiś chłopak, którego widywałam tu rzadko. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i zaprzeczyłam. Gdy odszedł wyłączyłam komputer. Zegar wskazywał już kwadrans po trzeciej. Rzeczywiście się zasiedziałam, pomyślałam chwytając kurtkę.
Pożegnałam się z ochroniarzem na dole i wyszłam.
Na murku koło wyjścia siedział Mariusz.
-Co tu robisz? – spytałam. Niemal podskoczył na murku i stanął przede mną. Był wyższy ode mnie o głowę, aż dziwnie się czułam patrząc tak wysoko.
-Czekam na ciebie. Chcę z tobą porozmawiać.
-Nie sądzę byśmy mieli o czym. Mariusz, zrozum. – patrzyłam na niego i czułam jak bardzo nie chcę tego robić. – Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku. Że nic ci nie jest i wiedziesz w miarę uczciwe życie. Ale nie każ mi przez to jeszcze raz przechodzić…
-Proszę cię tylko byś dała mi szanse wyjaśnić…
-Ale co ty chcesz wyjaśniać?! Twój brat….
-Mój brat powiedział to co chciał powiedzieć. Czemu nie wysłuchasz dwóch stron?! – podniósł głos. Poczułam jak przechodzą mnie dreszcze. Schylił się za murek i podniósł mały bukiecik kwiatów. Wcisnął mi go w rękę, odwrócił się i ruszył przed siebie.
Poczułam się głupio. Nakrzyczał na mnie za brak obiektywizmu. Miał rację. Szłam wolno wciąż go obserwując. Zaczepię go na przystanku. Niech mi wyjaśni skoro uważa, że opowieść jego brata była przekłamana.
Z daleka zobaczyłam jak nadjeżdża autobus. Mariusz szedł teraz szybciej.
Serce mi przyspieszyło, bo wiedziałam, że nie zdążę na ten sam autobus.
-Mariusz! – zawołałam go, ale on nie odwrócił się. Autobus się zatrzymał, a on już do niego podbiegał. – Mariusz!! – znów krzyknęłam. Zatrzymał się przy wejściu do autobusu i spojrzał na mnie. Miałam wrażenie, że to trwało kilka minut, zanim odsunął się od drzwi, a kierowca zamknął je przeklinając na niego i odjechał.
Zaczekał.
Zanim do niego podeszłam starałam się wymyślić co mu powiedzieć. Czułam się naprawdę źle ze wszystkim co mu powiedziałam. Na szczęście wyręczył mnie, bo to on zaczął pierwszy.
-Obiecuję ci, że jak wszystko ci opowiem to zostawię cię w spokoju.
Skinęłam głową.
-Zostaniemy tu czy pójdziemy gdzieś usiąść? – rozejrzałam się. – Jak szedłem po nie – wskazał na kwiaty. – widziałem małą kawiarnię… Dasz zaprosić się na kawę?
-Muszę najpierw gdzieś zadzwonić. – powiedziałam. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Bereniki. –Hej. Wrócę trochę później. Nie, wszystko w porządku. Opowiem jak przyjadę. Do zobaczenia. – schowałam telefon i spojrzałam na niego. – Chodźmy.
Odezwał się dopiero jak weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy dość ustronny stolik.
-Jak już wiesz wplątałem się w niezły kanał.- Skinęłam głową.
Kelnerka przyniosła nam dwie kawy.
- Po rozwodzie rodziców i przeprowadzce spotkałem w nowej szkole grupę ludzi, których później uważałem za przyjaciół. W każdym razie obiecali mi, że wprowadzą mnie w życie wielkiego miasta. Wtedy zaczęły się imprezy, alkohol, ale to pewnie też już wiesz.- potwierdziłam. - pewnego razu, gdy siedzieliśmy w garażu, rzucili hasło, że potrzebna będzie kasa. Już jakiś czas wcześniej upatrzyli sobie samochód, i nawet znaleźli klienta. Przestraszyłem się. Wiedzieli, i z początku mówili, że ok, że to normalne. Że się nauczę. Nie poszedłem z nimi. Później, jak przyszła po mnie policja, dowiedziałem się że wpadli. W zasadzie jeden z nich wpadł. I zeznał, że ja jestem ich zleceniodawcą. Oczywiście zaczęło się piekło. Rozprawy, przesłuchania. Nie mogli mi nic udowodnić. Opowiedziałem moją wersję, a ktoś, choć nie wiem kto, potwierdził to i mnie wypuścili. Później zmarła matka, więc wyjechałem za granicę. - patrzyłam na niego w skupieniu, popijając raz po raz kawę.- czy taką wersje poznałaś?
-Trochę inną.
Skinął głową.
-Nieważne. Chciałem jeszcze wyjaśnić ten list. Julka, to był ciężki okres. Kłótnie w domu.
-Wiem.
-Ja naprawdę bardzo żałuję tego listu. Wszystkiego.
Zamilkł. Przez chwilę też nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na mój bukiet. Składały się na niego białe, żółte i czerwone frezje.
-Pamiętałeś. – powiedziałam patrząc na nie.
-Wiele rzeczy pamiętam. – odparł.
Znów zapadła cisza.
-Muszę już iść. – rzekłam w końcu. Spuścił wzrok, ale skinął głową.
-Rozumiem. – odparł cicho.
-Nie rozumiesz. Współlokatorka na mnie czeka. – uśmiechnęłam się. W jego oczach, a przynajmniej tak mi się wydaje, widziałam ulgę.
-Mogę do ciebie zadzwonić? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
-A masz mój numer? – zaśmiał się, ale zaprzeczył.
-No właśnie liczyłem, że…
-Masz. – napisałam mu na serwetce. – Zadzwoń jutro.
I uśmiechając się do niego ruszyłam do wyjścia.
-Poczekaj. Może cię odprowadzę? – zaproponował doganiając mnie i wręczając kelnerce znacznie więcej niż wynosiła należność.
Szliśmy powoli raz po raz zerkając na siebie. W powrotnym autobusie też nie za wiele się odzywaliśmy.
-Wiesz już co zmieniło się u mnie. A u ciebie?
-U mnie? – odwróciłam wzrok spoglądając w szybę. Miałam mu powiedzieć, że nie mam przyjaciół? I to przez niego? Że nikomu nie mogłam zaufać w stu procentach? – W zasadzie nic. Całkiem normalne życie. Bez żadnych rozpraw i sądów. – zaśmiał się. – Rodzice wyjechali z miasta. Mieszkam z koleżanką i pracuję.
-A studia?
-Studia? Nie, to nie dla mnie. Zaocznie robiłam studium i tyle. Nie mam aż tak wygórowanych ambicji. – spojrzałam na niego. – Rodzice przyjęli to dość nerwowo, ale szybko im przeszło. – skinął głową.
Przez resztę drogi wymienialiśmy tylko nasze spostrzeżenia, ale żaden temat nie był na tyle ciekawy, by go ciągnąć.
Odprowadził mnie pod sam dom. Uśmiechnęłam się do niego dziękując za kawę i za odprowadzenie.
-Ale nadal mogę zadzwonić jutro? – spytał niepewnie.
-Jasne. – odparłam wchodząc do bloku.
Patrzył jeszcze jak odchodzę, aż w końcu odwrócił się i poszedł.
Do mieszkania weszłam cicho. Chyba chciałam uniknąć pytań, ale i tak mi się nie udało. Berenika stała w drzwiach kuchni i czekała na mnie.
-Kto to? – spytała.
-Kto? – dziewczyna coraz szerzej się uśmiechała.
-No ten przez którego nie przyszłaś na czas? – usiadła na taborecie wciąż śledząc moje zachowanie.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. – odparłam.
-Julka. Zlituj się. Nie katuj mnie tak. Przecież wiem, że bez powodu nie spóźniłabyś się na nasz obiad. – odkąd u mnie mieszkała w poniedziałki miała dyżur i robiła obiady. A że tak dobrze gotowała to uznawałam to za ważny dzień.
-Znajomego spotkałam. Zagadałam się i tak jakoś wyszło.
-Yhmy. Te kwiaty też od niego? – spytała, gdy wsadzałam bukiecik do wazonu.
-Tak. Jakiś problem? – dziewczyna znów się uśmiechnęła, wstała i poszła do siebie. Przez chwilę patrzyłam na frezje zastanawiając się czy nadal lubię te kwiaty.
Kiedyś były moimi ulubionymi, ale dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam.
Powąchałam je ostatni raz i poszłam do łazienki. Większość popołudnia spędziłam w dresie przeglądając kanały w telewizji lub po prostu siedząc. Nie mogłam się skupić na niczym. Wciąż moje myśli odbiegały do Mariusza.
Znów to robił. Znów zaprzątał mi myśli, i zapewne znów zniknie. Wyjedzie i mnie zostawi, a ja będę musiała z tego wychodzić. A to bolesny i długi stan.
Chwyciłam pamiętnik i zaczęłam pisać. Za oknem robiło się coraz ciemniej, ale ja nie włączałam lampy. Nie przeszkadzała mi ciemność. Pisałam dalej. Jakby ktoś wlał we mnie wenę, nie mogłam przestać. Na samo wspomnienie naszej znajomości w oczach zakręciły mi się łzy.
Zasnęłam, gdy było już ciemno, choć nie wiem która była godzina.
Obudziłam się dopiero rano. Szybko się umyłam, przebrałam i wypijając kawę w pośpiechu, wyszłam z domu, by zdążyć na autobus.
Wyczekiwałam naszego wspólnego przystanku, i poczułam straszny żal, gdy drzwi się zamknęły, a jego nie było w środku. Westchnęłam zrezygnowana, wiedząc, że znów to zrobił.
W pracy też nie mogłam się na niczym skupić. Ktoś do mnie mówił, a ja niby słuchałam, ale nie słyszałam. Mariusz mnie wystawił. Pojawił się, nakręcił w głowie i odszedł. A ja nie miałam nawet do niego numeru, żeby zadzwonić i go ochrzanić. Za swoją własną naiwność.
-W porządku? – Agata zajrzała do mnie na chwilę. Spojrzałam na nią nieobecnym wzrokiem. – Słuchaj. Musimy porozmawiać. – wciąż przyglądałam jej się, choć starałam się skupić na jej słowach. – Mam wrażenie, że coś się dzieje niedobrego z tobą. Naliczyłaś Grockiemu dwadzieścia godzin za dużo.
-Przepraszam. – zaczerwieniłam się.
-Wczoraj wylałaś wodę, naliczasz za dużo godzin pracownikom, i do tego gdy ktoś do ciebie mówi nie słuchasz. Powiesz mi co się stało? – wiedziałam, że bardzo chciała wiedzieć. Bo chciała dla mnie dobrze. Ale to nie był temat do rozmowy z szefową.
-Bardzo cię przepraszam. Wszystko jest w porządku, tylko…
-Może weźmiesz do końca tygodnia wolne, hm? Odpoczniesz, a jak w poniedziałek wrócisz to skupisz się w stu procentach na pracy. Co ty na to? – przyglądała mi się uważnie.
-Tak. To dobry pomysł. – potwierdziłam wstając.
-Odpocznij. – rzuciła, gdy już wychodziłam.
Czy ona mnie wyrzucała? Czego mogłam się spodziewać po powrocie tutaj w poniedziałek? „Nie panikuj” – odezwał się głosik w mojej głowie. „Bo ty pierwsza popełniłaś błąd?”
Wzdychając wsiadłam do autobusu i pojechałam do domu. Plan był prosty. Położyć się i o niczym nie myśleć.
Patrzyłam w sufit, przekładałam się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć.
-A ty co tu robisz? – Berenika weszła do mojego pokoju.
-Leżę. – odparłam.
-Tyle widzę. Stało się coś?
-Nie. Źle się czuję.
-Rozumiem. To pewnie te kwiaty. – zaśmiała się puszczając mi perskie oko zamknęła drzwi.
Berenika była wspaniałą kumpelą. Mogłam na nią zawsze liczyć. Na dobre słowo czy nawet na to, by z nią pomilczeć. Tylko, ze chyba teraz potrzebowałam spokoju.
Po kilku godzinach z drzemki wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nasłuchiwałam jak Berenika idzie otworzyć, a towarzyszyły temu przekleństwa.
A potem nastała cisza. Nie starałam się słuchać co się tam dzieje, chciałam tylko zasnąć. Aż w końcu usłyszałam pukanie do drzwi.
-Czego chcesz? Nie mam ochoty na rozmowy! – rzuciłam w stronę wyjścia z pokoju i nakryłam głowę poduszką.
Usłyszałam jak Berenika wchodzi i podchodzi bliżej. Siada na krześle przy biurku. Westchnęłam zła i spojrzałam na nią. Chciałam krzyknąć, że ma dać mi spokój, ale głos ugrzązł mi w krtani. To nie Berenika siedziała na krześle. To był Mariusz.
-Co tu robisz? – spytałam nie ukrywając zdziwienia.
-Chciałem zadzwonić, ale pomyślałem, że w ten sposób zrobię ci niespodziankę.
-No i zrobiłeś. - przyznałam.
-Jesteś zła? - dodał, a brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
-Nie. Po prostu myślałam, że znów wyjechałeś. Czy coś.
Uśmiechnął się.
-Nie było cię rano w autobusie.
-Odebrałem auto z serwisu. - zaśmiał się.
Znów poczułam się głupio.
-Nie stresuj się tak. – patrzyłam na swoje stopy, bojąc się, że jak zobaczę, że się uśmiecha to się zarumienię. - Mam coś dla ciebie. - powiedział po chwili i włożył rękę do kieszeni
wewnątrz kurtki. Po chwili podał mi dwa małe kwitki.
-Bilety? - zdziwiłam się.
-Do kina, na premierę. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się wstając.
-No chętnie, ale potrzebuję chwilę.
-Spokojnie. Mamy półtora godziny, by dojechać do kina.
-Ja potrzebuję pięciu minut. - rzuciłam wychodząc do łazienki.
Ucieszyłam się, że tu przyszedł. A to kino! Zaskoczył mnie i to bardzo. Najbardziej jednak cieszyło mnie, że się myliłam co do niego.
Poprawiłam szybko włosy i wróciłam do pokoju.
-Gotowa. – oznajmiłam z radością. Mariusz nie krył zdziwienia, że naprawdę potrzebowałam tylko pięciu minut.
-Wow. – skomentował.
-Przestań. Tylko przeczesałam włosy.
-I tak wyglądasz zabójczo. – odparł. Poczułam jak się czerwienie, ale na szczęście nie musiałam się tłumaczyć, bo w drzwiach stanęła Berenika.
-Wychodzisz? – spytała, choć dobrze znała odpowiedź. Skinęłam jednak głową. – Czyli już lepiej się czujesz? – a to złośliwa małpa, pomyślałam. Spojrzałam na nią spode łba.
-Źle się czujesz? – spytał Mariusz.
-Nie. Znaczy… wyjaśnię ci później…- westchnęłam i spojrzałam na współlokatorkę. – A z tobą porozmawiam jak wrócę. – dodałam mijając ją. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, ale nic nie powiedziała.
Mariusz podprowadził mnie do dużego, srebrnego auta i otworzył mi drzwi.
-To twój samochód? – zdziwiłam się.
-No tak. – powiedział. Zamknął za mną drzwi i obszedł samochód zajmując miejsce kierowcy.
-Co to za marka?
-Ford. A co? Robisz prawko? – zaśmiał się.
-Owszem. Mam taki plan, a co?
-Nic. Nic nie mówię. Pamiętam tylko, że mówiłaś, że boisz się jeździć samochodami. Ale nie martw się. Ten jest bezpieczny.
Kolejną rzecz pamiętał, pomyślałam. Być może przygotował się na to spotkanie. Może czytał nasze listy. A ja je spaliłam. W złości i bezradności wrzuciłam je do ognia wraz ze wszystkimi pamiętnikami. Jak ja tego żałowałam!
-Skoro taki bezpieczny to czemu był w serwisie? – droczyłam się.
-Mała stłuczka. Ale jak widzisz siedzę obok ciebie, więc z tym bezpieczeństwem nie jest tak źle. – znów się uśmiechnął.
Gdy wysiadałam z auta i ominęłam je ruszając w stronę wejścia do kina wyczytałam, że to Ford Kuga. I musiałam przyznać, że jechało się nim naprawdę komfortowo.
-Gotowa na dobry horror? – spytał Mariusz, gdy stanęliśmy w kolejce do baru.
-Horror? Nie ma już dobrych horrorów. – odparłam.
-Mam nadzieję, że mimo wszystko się wystraszysz. – podszedł do kasy. – Dwie cole i popcorny.
-Małe, średnie czy duże? – spytała uprzejma pani w koszulce kina.
-Średnie. – spojrzał na mnie.
-To może polecę zestawy…
-Tak. Mogą być zestawy. – przerwał jej. Dziewczyna się trochę speszyła, ale szybko zaczęła nakładać popcorn do kubełków. Mariusz wręczył mi jeden z nich, zapłacił i zabierając resztę zakupów odszedł od kasy.
-Byłeś dla niej niemiły. – zauważyłam.
-Wydaje ci się. Po prostu strasznie nie lubię kiedy ktoś mi poleca coś innego niż…
-To jej praca. – zauważyłam.
-Ok. Byłem niemiły? – skinęłam głową. Mariusz odłożył napoje i kubełek na ladę przy nieczynnej kasie i wrócił do obsługującej dziewczyny.
-Bardzo pana przepraszam. – rzucił do gościa, który właśnie składał zamówienie. – Moja przyjaciółka – wskazał na mnie i spojrzał na kasjerkę – uważa, że zachowałem się nieodpowiednio w stosunku do pani i że byłem niemiły, dlatego też chciałbym panią przeprosić i mam nadzieję, że nie poczuła się pani urażona. – znów spojrzał na mnie. – Przepraszam jeszcze raz i dziękuję. – ponownie odezwał się do oniemiałego klienta, po czym podszedł do mnie i zabierając napoje i popcorn ruszył w stronę sali.
Szłam za nim nieco speszona. Miałam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią. On z kolei wydawał się całkiem zadowolony ze swojego postępowania.
-No co? – spytał, gdy zatrzymał się pod salą.
-No nic. Narobiłeś nam wstydu. – odparłam wciąż patrząc w ziemię.
-Wstydu? Mam cię publicznie przeprosić z to..?
-Nie! – przerwałam mu w pół słowa. – Nie, nie… wcale tego nie wymagam. Chcę tylko usiąść i już nie myśleć o tym…na szczęście. – skomentowałam, gdy obsługa kina otworzyła drzwi do sali.
Szybko znaleźliśmy nasze miejsca.
Gdy zgasły światła poczułam się wreszcie swobodnie, wiedząc, że teraz nikt nas nie kojarzy i możemy w spokoju obejrzeć film.
Produkcja, którą wybrał Mariusz, nie była aż tak straszna jak spodziewałam się po jego zapowiedzi, choć muszę przyznać, że wiek robi swoje. Gdy byłam młodsza mogłam oglądać wszystkie horrory i nie bałam się niczego. Teraz bywa różnie. Choć niestety często daję się zaskoczyć co widać w moich reakcjach.
-Ale się wystraszyłaś! – zaśmiał się otwierając mi drzwi samochodu.
-Nieprawda… Co ty wygadujesz? – udawałam.
-No przestań. Podskoczyłaś jak poparzona.
-No może trochę. – przyznałam, gdy zajął swoje miejsce w samochodzie. – Ale wolę oryginalną wersję.
-No wiadomo. Ale w tej było więcej krwi i flaków. – zauważył. Cały czas nie ruszał. – No i zostawili tę piosenkę.
-Na szczęście. Nieważne czy w latach osiemdziesiątych czy teraz, śpiewające ten utwór dzieci będą zawsze robić na mnie wrażenie. – rozejrzałam się po parkingu. – Na co czekamy?
-Tak się zastanawiam. – spojrzał na mnie. – Spieszysz się gdzieś?
-Ja? Nie. Czemu?
-To mogę cię jeszcze gdzieś porwać? – skinęłam niepewnie głową. – Dobrze. Zapnij pasy.
Zrobiłam jak kazał, po czym wyjechaliśmy z parkingu.
Mariusz skierował się na drogę wyjazdową z miasta.
-Dokąd jedziemy? – spytałam, gdy wyjechaliśmy z terenów zabudowanych.
-Zobaczysz. Jak mieszkaliśmy w tej okolicy chciałem cię tu zabrać, ale później… zresztą sama wiesz… - uśmiechnął się.
Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej.
-Niedługo zrobi się ciemno. – zwróciłam mu uwagę.
-Na to liczę. – zaśmiał się. – Chyba się mnie nie boisz, hm?
-Nie. Skąd. – odparłam. Nie bałam się go. Choć na dobrą sprawę był mi już obcy. Poznawałam go na nowo.
W końcu wjechał na ścieżkę między drzewami i kilometr dalej zatrzymał auto nad rzeką.
-Co to za miejsce? – wysiadłam z samochodu, przyglądałam się brzegowi rwącej wody.
-To jest las nad rzeką, ale nie to chciałem ci pokazać. – zamknął samochód i zawołał mnie. – Chodź. – ruszyłam więc za nim starając się nie panikować.
W końcu pomógł mi wejść na stary, zardzewiały most, po którym dawno już nie przejeżdżał pociąg.
-Jesteś pewien, że się nie zawali? – spytałam panicznie unikając spojrzenia w dół.
-No w zasadzi to nie …- obdarzyłam go przerażonym wzrokiem i już odwróciłam się, by zawrócić, gdy złapał mnie za rękę. – Czekaj, nie zawali się. – obiecał. – Chodź.
Szliśmy bardzo powoli, ostrożnie stawiając stopy, a gdy byliśmy już w połowie, Mariusz zatrzymał się i zdjął swoją bluzę. Ułożył ją na krawędzi mostu i usiadł, zapraszając mnie na wolne miejsce gestem.
-No nie wiem. – przyznałam.
-Cykasz się? – spytał złośliwie. Wytknęłam mu język i popierając się o jego ramię usiadłam obok.
-A jesteś pewien, że nic tędy nie jeździ?
-Przed chwilą bałaś się, że ta konstrukcja nie wytrzyma, a teraz pytasz czy przejedzie tędy pociąg? Dziewczyno, popadasz ze skrajności w skrajność. – znów się zaśmiał. – A może boisz się, że znajdzie nas tu jakiś psychopata i pozabija nas? Wiesz, jak na miłośniczkę dreszczyków…
-Wcale się nie boję. – naburmuszyłam się.
-Ok. Już nic nie mówię… - udając obrażoną starałam się na niego nie patrzeć, więc głównie podziwiałam widoki dookoła. Daleko, gdzieś gdzie rzeka skręcała za lasy, słońce dotykało już horyzontu. Schodziło bardzo powoli, znikając za koronami drzew.
Pogoda, mimo pory roku była naprawdę piękna. Wiał lekki wietrzyk, a wszystkie drzewa lśniły żółto-brązową barwą.
Westchnęłam. Mariusz rzucił mi pytające spojrzenie, ale zanim cokolwiek powiedział wyprzedziłam go.
-Czym się w ogóle teraz zajmujesz?
-Pracuję w firmie ojca. – uśmiechnął się blado. – Chciałem zrobić coś swojego, ale jakoś tak wyszło…
-A co robiłeś za granicą?
-Jeździłem w firmie transportowej. A że ojciec ma taką firmę tutaj, to się załapałem.
-Będziesz wyjeżdżał?
-Nie. – spojrzał na mnie. – Nie martw się, nigdzie się nie wybieram. Tutaj jestem bardziej od papierkowej roboty.
-I pracujesz z bratem?
-Niestety. – odparł cicho. – Jesteś dziennikarką? – spytał po chwili.
-Nie. Czemu?
-Bo zadajesz tyle pytań, jakbyś artykuł szykowała. Daj mi go później do analizy, bo ja wiem czy nie napiszesz czegoś głupiego?
-Spokojnie. Zaznaczę, że jesteś niemiły dla obsługujących cię ludzi, a tych, z którymi jesteś w publicznym miejscu ośmieszasz i przynosisz im wstyd.
Zaśmiał się. A śmiech ten był tak szczery i taki prawdziwy.
-Brakowało mi cię, wiesz? – odezwałam się, a dopiero gdy dotarł do mnie sens moich słów poczułam, że się rumienie. Na szczęście słońce zniknęło już za horyzontem i nie musiałam się martwić, że to zauważy.
-Mnie również. – odparł. – I mam nadzieję, że pozwolisz mi to wszystko nadrobić.


Jest to fragment.
Całość można znaleźć w empiku - wpisując tytuł "Przypadkiem" w kategorię E-book;]

Polecam i pozdrawiam:)


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Obyczajowe Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin