Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


Uprzejmość - Michalina vs nawia

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
Kay
Moderator - Bluzgator



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:44, 21 Cze 2009    Temat postu: Uprzejmość - Michalina vs nawia

MICHALINA vs NAWIA

forma - proza
tematyka - "Uprzejmość"
długość - maksimum 3 strony A4; Times New Roman 12

- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)


TEKST A
- Przepraszam najuprzejmiej. Czy nie przeszkadzam?
- Nie, proszę mówić.
- Na pewno? Gdyby jednak, niech się pani nie krępuje.
- Dziękuję za troskę, nie przeszkadza mi pan.
- To dobrze. Nie chciałbym pani przeszkadzać w pracy. To by było nieuprzejmie i świadczyłoby o moim braku kultury, nieprawdaż?
- W rzeczy samej. A więc co pana do mnie sprowadza?
- Jest to rzecz najwyraz delikatna i wymagająca poświęcenia jej wiele czasu.
- Oczywiście. A więc?
- Ale czy na pewno dysponuje pani dostateczną ilością czasu? Nie chciałbym go pani zabierać.
- Mam go dużo, proszę mówić.
- Ale gdyby jednak… Rozumiem, że każda minuta jest dla pani bardzo ważna. W końcu nigdy niewiadomo, co może się zdarzyć, prawda?
- Całkowicie się z panem zgadzam. A więc, co pana dokładnie sprowadza?
- Przepraszam raz jeszcze, ale czy na pewno nie szkoda pani tego czasu?
- Na pewno.
- To dobrze. Bo mimo wszystko nie chciałbym się pani narazić. Wydaje się pani bardzo sympatyczną kobietą.
- Dziękuję, ale przejdźmy już do sedna sprawy.
- Oczywiście. Przepraszam, że odszedłem od tematu, ale, rozumie pani, chciałem upewnić się, czy oby nie sprawię tym pani jakieś nieprzyjemności.
- To bardzo miło z pana strony.
- Dziękuję. Tego wymaga ode mnie kultura osobista.
- Oczywiście, ale co to za sprawa, z którą pan do mnie przyszedł?
- Och, jak wspominałem to sprawa bardzo delikatna… Pani nie przeszkadzają sprawy delikatne, prawda?
- Nie, nie, proszę mówić dalej.
- Gdyby jednak, niech się pani nie krępuje.
- Oczywiście, rozumiem, proszę mówić.
- A więc ta dość delikatna sprawa dotyczy mojego kuzyna…. Nie ma pani nic przeciwko tego, że ta sprawa dotyczy mojego kuzyna, a nie mnie osobiście?
- Nie, niech pan kontynuuje.
- W razie czego, niech pani mówi. To bardzo ważne, aby nie poczuła się pani w żaden sposób urażona.
- Dziękuję, a teraz proszę kontynuować.
- Dobrze. Na czym to ja…? Przepraszam, czy byłaby pani tak uprzejma, przypomnieć mi o czym to ja mówiłem?
- Oczywiście. O pana kuzynie.
- Aha, dziękuję uprzejmie. Mam nadzieję, że nie był to dla pani kłopot.
- Nie, nie. Niech pan mówi.
- A więc ten mój kuzyn jest fryzjerem i… Przepraszam raz jeszcze, ale czy nie ma pani nic przeciwko fryzjerom?
- Nie.
- Ale gdyby jednak…
- Wtedy nie omieszkam pana o tym poinformować. Niech pan sobie nie przerywa.
- Oczywiście. Jeżeli to panią w jakiś sposób deprymuje, najuprzejmiej przepraszam.
- Nie szkodzi.
- No więc ten mój kuzyn, który jest fryzjerem ma pewien problem i… Przepraszam raz jeszcze, ale ma pani zawinięty kołnierz u marynarki. O tak, tak. Teraz lepiej. Mam nadzieję, że nie uraziłem tym pani?
- Skąd, dziękuję.
- Bo gdyby jednak…
- Nie, nie uraził mnie pan.
- Najuprzejmiej przepraszam, ale nie chciałem, aby nieświadomie chodziła pani z zawiniętym kołnierzem.
- To bardzo miłe z pana strony i bardzo panu dziękuję, ale wracając do sprawy, z którą pan tu przyszedł…
- Oczywiście. Mówiłem o moim kuzynie, który jest fryzjerem, prawda?
- Tak.
- Dziękuję najuprzejmiej za potwierdzenie moich przypuszczeń. Mam nadzieję, ze nie sprawiłem kłopotu.
- Nie.
- Wyczuwam jednak w pani tonie zdenerwowanie, czy oby na pewno to w jakiś sposób pani nie poirytowało? Bo jeżeli tak, to ja najuprzejmiej przepraszam, ale…
- Proszę mówić dalej.
- Ale widzę, że jednak pani jest na coś zła, nie chciałbym, aby przyczyną tego była moja osoba.
- Proszę kontynuować!
- Kiedy naprawdę, najuprzejmiej przepraszam za zwrócenie na to uwagi, ale pani naprawdę jest zdenerwowana.
- Nie jestem!
- Gdyby jednak…
- Nie!
- Ale…
- Nie!
- Bardzo przepraszam, ale naprawdę, gdybym jednak sprawiał kłopot, proszę powiedzieć, wyjdę.
- Niech pan wreszcie powie, o co chodzi!
- Oczywiście, zrobię to z przyjemnością, za pani zgodą oczywiście, ale, najuprzejmiej przepraszam raz jeszcze, czy ja na pewno nie sprawiam pani kłopotu?
- Na pewno!
- Na pewno? Bo mimo wszystko nie chciałbym, aby…
- Na pewno.
- Widzę, że jednak, mimo wszystko nadal jest pani zdenerwowana, wiec, jeżeli nie ma pani nic przeciwko, zostawię panią na chwilę, dobrze?
- Dobrze.
- Ale nie ma pani nic przeciwko? Bo gdyby jednak…
- Wtedy panu powiem!
- Dobrze, a więc wyjdę na chwilę, w razie czego niech pani mnie zawoła, oczywiście, jeżeli to nie jest dla pani kłopot…
- Nie jest, do widzenia.
- Na pewno to nie dla pani kłopot, bo gdyby jednak, to ja zawsze mogę…
- N pewno nie jest.
- Dobrze, a więc ja, najuprzejmiej przepraszam, ale zostawię panią na chwilę. Do widzenia.

TEKST B
W czasie wojny nie trudno było o stratę rodziców, więc nikt szczególnie się nie przejął, gdy te nieszczęście dotknęło również mnie. Miałem mniej niż 8 lat i niewielki wzrost, dlatego, nie mogąc unieść broni, trafiłem do przepełnionego już sierocińca. Bardzo mi się tam nie podobało – dzieci, młodsze nawet ode mnie, ciągle płakały, a jedzenia i tak zazwyczaj dla mnie nie starczało. Po kilku dniach uciekłem, co zapewne pozostało niezauważone. Chciałem walczyć; wojna pochłonęła moich rodziców, w takim razie czemu i ja nie mógłbym na niej zginąć? Im człowiek jest młodszy, tym mniej przywiązany do życia, a bardziej do przygód i uczuć, które w młodej piersi skrywały ogromny żal po ogromnej stracie. Ostatecznie, ucieczka pozbawiła mnie jedynie stałego dachu nad głową, bo nawet łóżka i kołdry były tam czymś wyjątkowym.
Włóczyłem się po ulicach miasta, co raz podkradając jedzenie. Nie – trzeba nazywać rzeczy po imieniu – ja KRADŁEM jedzenie. Do dzisiaj się tego wstydzę, choć może się wydaje się to dziwne, gdyż w czasie wojny gorsze przestępstwa były na porządku dziennym. Jednak zło złem pozostaje, nawet jeśli zostało uczynione z powodu palącej potrzeby. Przecież właśnie w trudnych sytuacjach można naprawdę poznać człowieka. Syty nie ma po co kraść jedzenia, dlatego nie jest jego wielką zasługą, jeśli tego nie robi – ale jeśli głodny nie ukradnie, a miał ku temu okazję, to zasługuje na szacunek. Głód zmienia ludzi nie do poznania.
Niedługo po mojej ucieczce, zostałem złapany przez wrogie wojska. Nie wiem, co konkretnie chcieli mi zrobić – odesłać do sierocińca, czy, co się zdarzało i dzieciom, zabić. Grunt, że nie uczynili ani jednego, ani drugiego. Ich dowódca, Herr Johan, mnie obronił i zabrał do siebie, szepcząc moje prawdziwe imię. To dziwne, gdyż jego podwładnym podałem nazwisko fikcyjne, które nadali mi w sierocińcu. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale wybiórcza pamięć dziecka dobrze te wspomnienie zachowała.
Do końca wojny opiekowała się mną jego żona, z dala od frontu, w głębi ich kraju, gdzie odesłał mnie zaraz po naszym spotkaniu. Tam zostałem ich synem. Pobierałem lekcje przyrody, literatury i gry na fortepianie, powoli zapominając ojczystego języka. Gdy już potrafiłem mówić płynnie po niemiecku, bez obcego akcentu, mogłem wychodzić z domu i bawić się razem z rówieśnikami. Dzięki temu znowu poczułem się jak dziecko, tak samo, jak w tych odległych czasach, gdy żyli moi rodzice, a ja mogłem bezpiecznie wyjść na podwórko i pograć w piłkę...
Lata mijały, a ja coraz bardziej czułem się tam jak u siebie. Uczyłem się pilnie, gdyż nowa mama, Frau Agnes, tego ode mnie wymagała i ciągle powtarzała, że tatę to ucieszy. A ja bardzo chciałem ucieszyć nowego tatę.
Co jakiś czas słyszałem, jak sąsiadki dopytują się o moją wyleczoną chorobę. W końcu domyśliłem się, że matka rozpuściła plotkę o rzadkiej chorobie, by wytłumaczyć moje nagłe pojawienie się w ich rodzinie. W rzeczywistości chorobą tą było moje pochodzenie i krew płynąca w żyłach i jak o chorobie nauczyłem się o nich myśleć.
Frau Agnes była kobietą miłą dla wszystkich, dlatego nie rozumiałem tych okrutnych plotek na temat jej męża, który, prawdę mówiąc, był moim dobroczyńcą. W nas oboje ta pogłoska trafiała jak igła w serce, chociaż może z całkiem różnych powodów. Mówiono, że Herr Johan jest szumowiną, który zdradza nawet swoich przyjaciół. Nie wierzyłem w te słowa i kiedy przez przypadek dotarły do moich uszu, krzyczałem na ich właściciela, żeby nie obrażali mojego taty.
Pewnego dnia mama, bo tak już ją bez skrępowania nazywałem, zakomunikowała, że ojciec pragnąłby, abym został pianistą. Cóż mogłem począć – nie lubiłem zbytnio lekcji muzyki, o wiele ciekawsza wydawała się fizyka, lecz dawałem z siebie wszystko. Ćwiczyłem codziennie godzinami, starając się sprostać oczekiwaniom. Przez dłuższy czas kaleczyłem swoim wykonaniem muzykę wybitnych mistrzów tak, że zapewne do dziś przekręcają się w grobie na samo wspomnienie. Sąsiedzi, goście i domownicy cierpieli w straszliwych mękach, gdy nadchodziły godziny mych ćwiczeń. Nowych nauczycieli matka znajdowała równie często, jak odbywała się w domu wymiana pościeli, gdyż każdy odchodził z skwaszoną miną i dwoma wyrazami na ustach: beznadziejny przypadek.
Dotarłem w końcu do takiego miejsca (co było ogromnie zaskakujące dla wszystkich, podziwiających moje początkowe i żmudne zmagania z instrumentem), w którym moja technika grania była świetna, jednak wcale tej muzyki nie czułem. Grałem jedynie schematy, w miarę równo i poprawnie, ale kompletnie bez uczucia, a muzyka bez duszy jest jak biedronka bez kropek – coś takiego nie jest już biedronką.
Gdy wojna się skończyła, Herr Johan wrócił, a ja przywitałem go skomplikowanym utworem Jana Sebastiana Bacha. I wtedy ten człowiek, o którym mówili, że jest okrutny i bez serca, który rzekomo zabił tak wiele osób w swoim życiu, który przez ostatnie lata na co dzień oglądał okrucieństwa wojny i sam zadawał ludziom ból – ten człowiek, na dźwięk mojej pseudo-muzyki, rozpłakał się jak dziecko. Mówiono później, że jestem jedyną osobą, przy której mięknie mu serce, bo nawet dla żony bywał zazwyczaj oschły. Ale i tak rzadko okazywał uczucia. Zazwyczaj krył się za konwenansami i uprzejmościami, nie pokazując, co ma w sercu.
Mimo wszystko ja go uwielbiałem i traktowałem jak ojca. Zawsze, gdy miałem jakiś problem, on potrafił go rozwiązać, doradzić w trudnej sytuacji. Herr Johna traktowałem jak autorytet najwyższej kategorii. Był dla mnie po prostu dobry. Często przychodził do mojego pokoju i prosił, żebym mu coś zagrał.
A ja wtedy siadałem i grałem...
Pod jego okiem przeżyłem najszczęśliwsze lata mojego życia. Nie wiem, czy to jego zasługa, czy naiwności mojego wieku, ale zwyczajnie niewiele mi do szczęścia było potrzeba. Wystarczyło mi, że mam wspaniałych rodziców i mogę dla nich poświęcić swoje życie i ambicje.
Zostałem pianistą. Brak talentu muzycznego nadrabiałem ciężkimi godzinami praktyki. Grałem na koncertach, gdzie ludzie mówili, że jestem świetny, grałem na konkursach, gdzie zajmowałem wysokie miejsca, ale najważniejsze i najbardziej stresujące recitale odbywały się w moim domu, przy kominku i przed najważniejszym słuchaczem – moim ojcem. Przecież to wszystko było dla niego!
Pewnej nocy wyrwałem się nagle z głębokiego snu. Zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć, co mi się śniło, jednak wiedziałem, że był to koszmar. Roztrzęsiony, poszedłem do kuchni po szklankę wody lub mleka, jednak przy schodach zatrzymało mnie światło, dobiegające małego pomieszczenia, w którym dotąd nie byłem – w ciągu dnia nie było otwarte.
Jeśli zawsze było zamknięte na klucz, pomyślałem, to oznacza, że nie miałem tam wchodzić.
Jednak ciekawość wzięła górkę i postanowiłem zajrzeć do środka. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś mógł być w środku, chociaż przecież światło wyraźnie o tym alarmowało.
To, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Po raz drugi w swoim życiu zobaczyłem u Herr Johana łzy – bo to właśnie on siedział po środku małego pokoiku i rzewnie płakał nad albumem ze zdjęciami. Nie, on nie płakał – on zanosił się płaczem.
Jego oczy spojrzały na mnie w taki sposób, że nie byłem pewien, czy mnie widzi. Nie zareagował gwałtownie, co uznałem za zachętę i uklęknąłem przy nim – z początku po to, by móc go objąć, lub zwyczajnie być obok, ale, rzuciwszy okiem na zdjęcia w albumie, oniemiałem. Zdjęcia ukazywały osoby bardzo dobrze mi znane i bliskie memu sercu. Z początku nie potrafiłem sobie przypomnieć, nie umiałem nazwać, lecz wiedziałem, że muszę je znać i z pewnością znam. Znałem – tyle, że zapomniałem.
To byli moi prawdziwi rodzice.
Uśmiechnięci, pogodni, szczęśliwi pozowali do zdjęcia z jakimś budynkiem w tle. Uśmiechnięci, pogodni, szczęśliwi, bo beze mnie, pomyślałem. Ale wtedy uświadomiłem sobie, że przecież nie żyją. Teraz tacy nie są, bo już ich nie ma...
Na drugim planie był Herr Johan. Nieuśmiechnięty i z pewnością nieszczęśliwy. Poznałem go, chociaż był młodszy o jakieś dziesięć, może piętnaście lat, jednak jego oczy (a co za tym idzie – jego dusza) nie zmieniły się. Pod przyklejonym uśmiechem widać było wielki ból rozrywający go od środka. Tak wiele można wyczytać z twarzy człowieka, jeśli tylko chce się patrzeć...
- To ja ich zabiłem – usłyszałem w końcu jego szept. Patrzył na mnie błagalnie zaczerwienionymi oczami. Tej prośby nie potrafiłem odczytać. - Ja zabiłem twoich rodziców! - nie mam pojęcia, czy bardziej chciał, żeby to do mnie doszło, czy do niego samego. Przecież gdzieś w głębi duszy o tym wiedziałem i od dawna się z tym pogodziłem, czego nie mogę powiedzieć o nim.
- Pytasz, dlaczego to zrobiłem? -ciągnął dalej, gdy ja się nie odezwałem. O tym pytaniu nawet nie pomyślałem. - Twój ojciec był parszywym Żydem! Nie, nie, to nie prawda... Pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy.
Sam sobie zaprzeczał, sam ze sobą rozmawiał. Ja tylko siedziałem z boku i się przysłuchiwałem. Jego wewnętrzny spór musiał kiedyś wyjść z jego głowy i nie dręczyć więcej jego sumienia.
- Największą zbrodnią twojego ojca było to, że pokochał twoją matkę. Z wzajemnością. Największą i jedyną... A ja zostałem sam ze swoim złamanym sercem. Jak się cieszyłem, gdy rozpoczęła się wojna! To było dla mnie zbawienie. Nareszcie mogłem się bezkarnie zemścić za utracone szczęście. Udawałem ich przyjaciół, zdobyłem ich zaufanie, a w najmniej odpowiednim momencie...
Znowu umilkł - najwidoczniej łzy ścisnęły jego gardło. Gdy odzyskał zdolność mówienia, kontynuował którąś ze swoich myśli:
- To bardzo możliwe, że mnie nie widziałeś nigdy przedtem, albo zwyczajnie tego nie pamiętasz. Kiedy przychodziłem, nie było cię zazwyczaj w domu, bawiłeś się gdzieś na podwórku. Ja ciebie zapamiętałem dobrze, w końcu powstałeś z małżeństwa, przez które umarły moje wszelkie nadzieje... Wszędzie były twoje zdjęcia, czasem obserwowałem cię przez okno... Kiedy zobaczyłem ciebie po tym wszystkim na ulicy, brudnego i obdartego, obudziły się moje wyrzuty sumienia. Przecież ja ją kochałem! Tak, jak przedtem widziałem w tobie twojego ojca, tak później widziałem już tylko miłość mojego życia, twoją matkę. Zabrałem cię do siebie dlatego, że przypominasz mi o najlepszej części mnie samego. Dzięki tobie wiem, że istniała kiedyś we mnie jakaś dobra część...
Płakałem razem z nim. Wspomnienie o moich rodzicach skrywało się we mnie, tłumione przez ogromne pragnienie szczęścia, bezpieczeństwa i zwyczajnego dzieciństwa. Byłem taki egoistyczny! Myślałem, że jeśli o nich zapomnę, to będę mógł normalnie żyć. Pragnąłem być częścią czyjegoś życia, pragnąłem być kochany i odwdzięczać się za troskę jak tylko potrafiłem... i całkowicie zapomniałem o swoich prawdziwych rodzicach...
Nie można cały czas żyć przeszłością – ale trzeba o niej pamiętać. Choćby nawet z szacunku do tych, którzy odeszli. Całe nasze życie jest darem, my tylko wybieramy, komu chcemy złożyć je w ofierze.
- Tylko ty mi pozostałeś – szepnął.
- A Frau Agnes?
- Ona jest dla mnie... pozorem.
- Pozorem?
- Wiesz, że twoja matka była pianistką? Tak jak i ty.
Nienawidzę grać.
- Gram dla ciebie.
- Ona grała tylko i wyłącznie dla siebie. To był jej jedyny ślad egoizmu...
I tak zaczęła się moja dorosłość, pełna świadomych wyborów i poświęceń.
Rodzice wydali mnie na świat, Herr Johan zwrócił mi moje dzieciństwo - ja podarowałem im resztę mojego życia. Oddawałem tylko to, co było mi dane. Dar za dar, przysługa za przysługę, uprzejmość za uprzejmość.
Nosiłem w sobie wybaczenie i pamięć. Wybaczenie zbrodni i pamięć po zmarłych.
Taki był cały cel mojego istnienia.

Koniec 5 lipca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Liz




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:26, 22 Cze 2009    Temat postu:

Pomysł:
Tekst A: 2,5
Tekst B: 2,5

Teksty tak różne jak chyba tylko się da. Ale na oba pomysł niewątpliwie był. Czytając pierwszy całkiem się zachwyciłam. Formą. Przy drugim o poprzednim zapomniałam zupełnie. Zaczytałam się w pięknej historii dziejącej się na tle wojny. O miłości, o wyrzutach sumienia i o uprzejmości. Remis. Inaczej nie mogę.

Styl:
Tekst A: 1,5
Tekst B: 3,5

Styl tekstu A trochę trudno mi ocenić ze względu na to, że są tam same dialogi, ale nie wydawały mi się sztuczne, czy przesadzone. Czytało się jak najbardziej miło. Tekst B natomiast całkiem pochłonęłam. Szybko, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Jednym tchem. Żadnych zgrzytów, przeczytałam opowiadanie migiem. Jestem pełna podziwu dla autorki, ot.

Realizacja tematu:
Tekst A: 0,5
Tekst B: 0,5

Zrealizowano. Jak najbardziej.

Ogólne wrażenie:
Tekst A: 1
Tekst B: 3

Tekst A był dobry. I na pewno zdobyłby u mnie więcej punktów, gdy nie tekst B. Bo w pojedynkach chodzi właśnie o porównanie, prawa? A w porównaniu, mimo że naprawdę mi się podobał, to B wypadł lepiej. Wzbudził więcej emocji. Po za tym ta historia... ach! Wspaniała.

Razem:
Tekst A: 5,5
Tekst B: 9,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Bulbulcia




Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:27, 22 Cze 2009    Temat postu:

Ojej. No. I jak to ocenić? Te teksy są diametralnie różne... A lekki, rozbawił mnie bardzo. B ciężkawy i raczej zmusza do łez wzruszenia. Oba są bardzo dobre, ale tak różne, że...

1. Pomysł
A-2
B-3
Oba teksty napisane pomysłowo, jednak B wzbudził więcej emocji.

2. Styl
A-2.75
B-2.25 (w B trochę błędów, literówek)

3. Realizacja tematu
A- 0.6
B- 0.4
Tekst A bardziej wyeksponował uprzejmość, wyśmiał ją... No... W B była taka bardziej zakopana...

4. Ogólne wrażenie
A-2
B-2
Pierwszy czytało się przyjemnie przyjemnie, drugi czytało się przyjemnie smutno :)


SUMUJĄC:
A- 7.35
B- 7.65

B wypał minimalnie lepiej. Gratuluję obu tekstów :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Nadia




Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 1266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:32, 22 Cze 2009    Temat postu:

Pomysł:

A: 2;
B: 3.


Oba są pomysłami "jakimiś", oba mi się nawet podobają, jednak drugi... wymagał nieco więcej myślenia i planowania, nieco więcej wysiłku, własnie dlatego dostał więcej talentów.

Styl:

A: 3;
B: 2.


W sumie... czytałoby się podobnie dobrze, gdyby nie jedna niby mała, a jednak istotna rzecz: błędy. W tekście drugim jest ich sporo. To wspomnienie, nie te; to nieszczęście, nie te! I wiele innych. Czytałoby się miekko, gdyby nie to. Punktacja, a raczej talentacja, wyglądałaby inaczej, no ale...

Realizacja tematu:

A: 0,7;
B: 0,3.


W tekście drugim tejże uprzejmości było nadzwyczaj mało. Stosunku tego Niemca do chłopca nie nazwałabym uprzejmością, a... uspokajanymi wyrzutami sumienia? W każdym razie z uprzejmością kojarzą mi się nie bardzo.

Ogólne wrażenie:

A: 2,5;
B: 1,5.


No cóż. Przyznam, że bardziej przypadł mi do gustu tekst pierwszy, jako że nie tylko wywołał na mojej twarzy lekki uśmiech, ale i w sumie niewiele miałabym mu do zarzucenia. Odpowiednio denerwujący, w kabaretowym stylu. Chyba potrzebowałam czegoś takiego. Drugi tekst... razi troszeczkę banalnością. Nie bardzo, ale jednak... troszeczkę. Nieptrzebne kluczenie, za szybko wyjawiona tajemnica. Za szybko się działo i za wiele, jak na tak krótki tekst. Poza tym dziwnie skojarzyło mi się to z relacjami Lily Potter - Severus Snape. Może nie do końca słusznie, ale... Jakoś tak. (Oczywiście nie wpłynęło to na punkty).

PODSUMOWANIE:

A: 8,2;
B: 6,8.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nadia dnia Pon 13:33, 22 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kay
Moderator - Bluzgator



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Znienacka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:19, 17 Lip 2009    Temat postu:

Tekst A - 21,05
Tekst B - 23,95

Wygrywa Nawia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kay dnia Pią 22:20, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin