Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


"Łzy na Ostrzu"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Awangarda
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
DeVile




Dołączył: 14 Kwi 2012
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Łodzi
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:12, 14 Kwi 2012    Temat postu: "Łzy na Ostrzu"

Łzy na Ostrzu
Krople codzienności – PROLOG



W zatłoczonym miasteczku, gdzie deszcz i pochmurne niebo to pogoda stała i niezmienna. Na ulicach ludzie tłoczą się i tułają jak mrówki w ciasnej norze. Londyńskie ulice, pokryte brudem i kurzem codzienności, gdzie z daleka słychać jak zegar bije. Wielki Big Ben, którego wielki dźwięk, a małe znaczenie. Krótsza wskazówka zatrzymała się na Piątej, a dłuższa na Dwunastej, dawniej była to prawdziwie Londyńska godzina tradycji. Teraz, zwyczajna niczym nie różniąca się od pozostałych. Życie nadal toczy się takim samym tempem i zatrzymuje się tylko na chwilę by spojrzeć na zegarek, zapalić papierosa, wziąć łyk kawy i gnać byle na czas.
Londyńskie nastoletnie życie, codzienne problemy, nowe przyjaźnie, trudne tempo pędzącego życia, za którym tak ciężko nadążyć. Ukazane oczami piętnastoletniej dziewczyny, uczęszczającej do szkoły imienia Gerarda Blackrock’a. Jej klasa składa się z szesnastu uczniów, z czego jej dwie najlepsze przyjaciółki Alice i Katrine, mieszkają trzy przecznice od domku jednorodzinnego Roset. Są one siostrami, które z Rosee znają się od czasów piaskownicy. Do tej samej szkoły uczęszcza również pewien chłopak starszy od dziewczyny o rok. Codziennie mija się z nią na przerwie, spoglądają na siebie, lecz żadne nie podejdzie aby się przywitać i poznać. Raz, gdy pierwszoklasistka przyszła po lekcjach do parku im. Getwelta, usiadła pod drzewem i wyjęła zeszyt, w którym rysowała. Aktualnym modelem do szkicu, był siedzący na gałęzi ptak, powoli cienkimi kreskami nanosiła obraz ptaka na kartkę zeszytu, gdy nagle nad nią znalazł się cień zasłaniający kartkę. Uniosła głowę do góry i dostrzegła, twarde męskie rysy twarzy, ciemne oczy i średniej długości ciemnawe rozczochrane włosy był to tamten chłopak. Chcąc rozpocząć rozmowę, przywitał się mówiąc
- Cześć! – cichym, ale ciepłym głosem. W tej chwili dziewczyna odgarnęła grzywkę z jednego oka, chwyciła w dłoń notatnik i plecak na ramię, wstała i pobiegła przed siebie, by czym prędzej wrócić do domu. Wracając do swojej oazy spokoju, minęła blok sióstr, gdzie na drugim piętrze przy oknie stała ciemnowłosa dziewczyna o bladej cerze i zielono-morskich oczach, była to Alice, a Katrine pewnie ślęczała przy telefonie plotkując z koleżankami. Spojrzała chwilę na nią i poszła dalej. Dotarła pod drzwi domu i zadzwoniła dzwonkiem, po chwili drzwi otworzyła kobieta niskiego wzrostu, o brunatnych długich włosach, z uśmiechem na twarzy, witała swoją córkę, która wróciła ze szkoły. Zdjąwszy buty i płaszcz, przeszła przez przedpokój i po schodach na pierwsze piętro. Jej pokój był jej oazą, a na wprost niej, pokój Mathew, czyli brata Rosee. Chwyciła za klamkę i drzwi otworzyły się, a powiew ciepłego powietrza przepłynął przez futrynę, weszła do pokoju i zamknęła je na klucz. Rzuciła plecak przy biurku położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Wnet, przez jej umysł przecięły się różne myśli, Alex był jednak głównym obrazem, poczuła nagłe bicie serca i ucisk w gardle, łzy popłynęły jej z błękitnych oczu. Nagle zaczął padać deszcz, podłożywszy poduszkę pod głowę, z kroplami rosy serca, zasnęła…

Tak płyną łzy po ostrzu życia, Młodzieńcze serce, Młodzieńcza miłość, Wierność, Zdrada, Życie, Śmierć… Niesione w jednym sercu, jednej istoty.

Łzy na Ostrzu
Rozdział I.
„Codzienność żywym horrorem”


Słońce, które było zjawiskiem niecodzienności w mieście Londyn, wdrapywało się ku szczytom chmur. Promyki rozświetlały mroczne zakątki miasta i nadawały im milszego wyrazu. Słońce zapukało przez okna rodzinnego domku i rozświetliło tabliczkę z adresem The Revoler 134. Promienie przemknęły przez dolną partię mieszkania i skupiły się głownie na wysokich oknach pierwszego piętra. Odbite przez szklaną pułapkę słońce powędrowało dalej, rozświetlać ciemność w tym mieście niczym anioł. Gwarny i huczny wiatr rozbił się o szyby i powiał do góry białe firanki z błękitnymi haftami. Przedarł się przez pokój i z całych sił zawył po pokoju, próbując zbudzić śpiąca istotkę w dębowym łóżku. Gdy zrozumiał, że nic nie wskórał wyruszył dalej by siać zamęt i huczny gwar chłodu.
Panującą ciszę w pokoju dziewczyny przerwało gwałtowne bicie do drzwi. Rosee spała kamiennym snem, nic nie było w stanie jej obudzić. Dopóki ona sama sobie tego nie zażyczy. Dobiegło powtórne huknięcie w drzwi. Przed drzwiami do komnaty śpiącej królewny, ozwał się cichy i stanowczy głos
- Różyczko, pora wstawać... – wypowiedziała Mama dziewczynki.
Po kolejnych minutach spędzonych przed drzwiami, ciepłym i serdecznym głosem oznajmiła córce, żeby zeszła na śniadanie – po chwili Nicolet wyruszyła w swoją stronę schodząc po drewnianych schodach, pospieszyła do kuchni aby zrobić kawę mężowi.
Pięć minut po dziewiątej, wybijał zegar na swojej osi czasu. Rosee, na wpół trzeźwym spojrzeniem, ujrzała godzinę ósmą dwadzieścia dziewięć. Postanowiła, że jeszcze ma czas i nie musi wcale wstawać. Burknęła sennym tchem
- pięć minut w te czy we w te, żadna różnica – po chwili położyła głowę z powrotem na miękką poduszkę w kształcie serca.
Zegar, krzyczał z całych sił, że jest już dziesiąta dwanaście, aż w końcu ochrypł i przestał. Dziewczyna uznała, że już powinna się obudzić. Przetarła sen z powiek i już trzeźwym i rześkim wzrokiem, spojrzała na zegar. Wytężając wzrok z niedowierzenia, wstała z łóżka i stanęła na równe nogi. Nie ufając zegarkowi podeszła do drewnianego biurka, obklejonego różnorakimi naklejkami i wycinkami z czasopism, wygrzebała telefon komórkowy z pod kartek papieru i sterty komiksów. Odblokowała telefon i w tej samej chwili odkładając go, gniewnym i żałosnym głosem wydęła z siebie
- Cholera jasna! Dlaczego ja muszę tak na zabój nieczujnie spać !!! – uderzając ręką w stół z całych sił burknęła coś pod nosem.
Podeszła do parapetu i oparła dłonie o niego. Wyjrzała pełna entuzjazmu przez okno i rzekła
- Słońce, ty które oświetlasz mroki tego miasta i zwiastujesz nadejście zmian i niecodzienności, czemu do jasnej Anielki mnie nie obudziłeś. I Ty wietrze, który tak hucznie i gwarnie bijesz swym chłodem po ciele, czemu mnie nie zmroziłeś abym zwlokła się z łóżka?– spuściła głowę w dół
Odeszła od okna. Przeszła się w stronę rozsuwanej trzydrzwiowej szafy, wyciągnęła dłoń po nowe ubrania i bieliznę. Nie zastanawiając się długo, wybrała bluzę z długimi rękawami, w duże czarno-białe pasy, luźną czarną koszulkę z wzorem pękniętego serca i kolorze czarnym i bordowym, spodniami były jasne wytarte rurki. Bielizną stał się biały koronkowy stanik oraz czarne bokserki z napisem „Fuck off” na tyle. Rzuciła garderobę na łóżko, a zdjęła z siebie koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami, bluzkę na ramiączka i spodnie. Stojąc w staniku i majtkach, zaczęła myśleć nad tym co trapiło ją poprzedniego dnia, z wzrokiem wpatrzonym w plakat wiszący na ścianie, rozpięła stanik i rzuciła go na podłogę. Odzyskując wzrok, odwróciła się do tyłu, gdzie stało lustro w szafie. Przyglądając się swojej bladej cerze, dotknęła swoich piersi, sprawdzając czy urosły, dotyk przemienił się w zmysłowy masaż, jej ciepłe dłonie wprawiały ciało w przyjemność, gdzie jasnoróżowe sutki zaczęły budzić się z zimowego snu, unosząc do góry i powoli twardniejąc. Jedna dłoń zeszła w dół, aby zdjąć majtki, zsuwając je szybko do dołu podniosła jedną nogę gdy znalazły się przy kostkach i wylądowały na podłodze. Zmysłowy taniec dłoni zakończył się, a Rosee oznajmiła
- Rośnijcie szybciej! Gdy będzie większe będzie mi przyjemniej się z wami bawić !
Po chwili chwyciła, nowy stanik, zakładając oba ramiączka i zapinając go z tyłu, poprawiła swoje skarby by ułożyły się zgodnie z miseczkami, założyła bokserki i usiadła na łóżku biorąc lusterko z biurka wraz z szczotką. Odbicie ukazało, dziewczęce rysy twarzy, kolczyk na dolnej wardze w kształcie obręczy i jasne wargi. Czarna kredka rozmazana w śnie sprawiała, że błękitne tęczówki wraz z źrenicami były ospałe i leniwe. Sięgnęła kosmetyczkę i wyjęła kredkę do oczu, oraz nawilżone chusteczki. Przetarła stare ślady i nałożyła nową warstwę kruczoczarnego kontrastu, pod błękitem oceanu, pogrubiając je i nadając im wyrazu. Odłożyła kredkę i złapała szczotkę w dłoń, czesząc ciemnofioletowe włosy sięgające do łopatek i układając grzywkę aby wchodziła równomiernie na jedno oko. Gdy jej włosy ułożyły się tak jak ona tego chciała, wstała z łóżka i ubrała się w dalszą partię ubrań. Będąc gotowa, otworzyła kluczem drzwi i chwytając za klamkę usłyszała pukanie do drzwi w domu.
- Kto to może być? – zaczęła rozmyślać wychodząc z pokoju. Mama Rosee otworzyła drzwi i wpuściła przybysza, wołając
- Różyczko, ktoś do Ciebie przyszedł, zejdź na dół.
- To pewnie Alice – oznajmiła radośnie w myślach dziewczyna, idąc w stronę schodów...

Łzy na Ostrzu
Rozdział II.
„W labiryncie życia”


Ujrzała chłopaka, znanego jej chłopaka, który był główną myślą poprzedniego dnia, na końcu schodów stał Alex, ciemnowłosy, o potarganych włosach średniej długości, ciemnych oczach i twardych rysach twarzy. Źrenice Rosee zwężyły się, a w sercu zadrżało dziwne uczucie. Jej policzki oblał różowy rumieniec, przez który spuściła głowę w dół.
- Nie bój się mnie, ja nie gryzę – widząc speszoną dziewczynę, oznajmił ciepłym głosem i machnął ręką na przywitanie.
- Ttak… Wiem, że nie. . . gryziesz. . . – dukając ledwo słyszalnym głosem. Złapała twardą poręcz schodów i z zamkniętymi oczyma schodziła schodek po schodku. Znalazła się już na przedostatnim stopniu, gdy nagle
- Uważaj bo się przewrócisz! – ostrzegając czułym i troskliwym głosem schodzącą. Kończąc swoje zdanie, Rosee stawiając nogę za nogą, poplątała je i potknęła się upadając na Alexa, który chwycił ją w ramiona tak by nie upadła i nic sobie nie zrobiła.
- A nie mówiłem? – dodał tuż po zaistniałej sytuacji. Dziewczyna czując ciepłe objęcia chłopaka, zamknęła oczy i zaczęła marzyć.
- Zemdlałaś? Odezwij się wreszcie, bo uznam że jesteś niemową ! – zapytał, obejmując mocniej i unosząc jej głowę do góry. Ujrzał rozmarzoną bladą twarz i zamknięte oczy, a dłonie oparte o jego tors, i istotkę bezbronną jak małe kocię tulące się do swojej mamusi. Przytulił ją cieplej i jego zimne od pogody panującej na zewnątrz wargi spoczęły na zarumienionych policzkach. Wnet zabłysł błękitny brzask oceanu. Zaczerwieniła się i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Nie zemdlałam. . . Dziękuję, że mnie złapałeś. . . Niezdara ze mnie. . . – wydusiła z siebie stłumionym głosem, ciesząc się nie wiadomo z czego i próbując zagłuszyć bicie serca.
- Nie ma sprawy, ale następnym razem bardziej uważaj – odpowiedział, rozluźniając ramiona i patrząc w jej błękitne oczy.
- Masz zimne dłonie – oznajmiła czując dotyk jego rąk na swoim ciele.
- Tak wiem, w końcu na dworze jest zimno mimo tego, że świeci słońce – odparł puszczając ją z objęć. Dziewczyna cofnęła się lekko do tyłu.
- Jestem Alex, miło mi cię poznać . . . – przywitał się z ofiarą zajścia.
- Rosee, również mi miło i ciepło. . . – witając się z chłopakiem i w zapatrzeniu w jego oczy, wypowiedziała słowo „ciepły”.
- Ciepło ? – zapytał z ciekawości.
- Yyy… tak ciepło, witam cię miło i ciepło ! – rozumiejąc, że wymamrotała coś czego nie chciała. Alex wyciągnął dłoń w jej stronę na gest przywitania. Rosee podała mu dłoń i uścisnęła ją mocno, odwróciwszy się w stronę schodów.
- Zaprowadzę cię do mojego pokoju, bo na schodach tak dziwnie rozmawiać… - zaproponowała ciągnąc jego dłoń i wchodząc po stopniach.
- Dobrze, Różyczko – odpowiedział ciepłym, przymilnym głosem, trzymając jej dłoń i idąc za nią. Dziewczyna usłyszawszy wyraz „różyczka”, pociągnęła go mocno za sobą i czym prędzej pognała do swojego pokoju, rumieniąc się jeszcze bardziej i uśmiechając. Minęli próg drzwi.
- To mój pokój, usiądź sobie wygodnie, gdzie chcesz… - oznajmiła puszczając jego dłoń i zapominając o tym, że jej bielizna i ubrania leżą na wierzchu.
- Mogę na łóżku? – zapytał nie wiedząc czy łóżko też jest formą siedziska.
- Tak, tak możesz – odparła w zamyśleniu. Alex usiadł na wygniecionej pościeli na łóżku, spojrzał w stronę podłogi i na ubrania leżące na niej.
- Różyczko… Mogę ci coś powiedzieć? – zapytał czułym głosem.
- Ttak… - odparła speszonym głosem.
- Ładną bieliznę nosisz – bez żadnej krępacji oznajmij dziewczynie, że nie sprzątnęła ubrań z podłogi.
- Dzię…kuję…! – odpowiedziała speszona czerwieniąc się i usiadła na łóżku tyłem do niego. Skurczyła kolana i przysunęła do siebie czerwieniąc się jeszcze mocniej.
- A czy mogę się o coś zapytać ? – zapytał patrząc przed siebie.
- Ttak… byle nic z majtkami albo stanikiem – odparła speszona.
- Nie to nie tego będzie moje pytanie dotyczyć, a następnym razem chowaj ubrania do szafy. Dlaczego wtedy w parku uciekłaś? – zapytał ciekaw odpowiedzi.
- Ponieważ… nie wiem – odparła bezradna.
- Dziwne… Mam następne pytanie.
- Słucham.
- Dlaczego w szkole, się codziennie widujemy, ale nigdy nie rozmawiamy ? – zapytał dobitnie.
- Nie . . . wiem . . . – odparła zamykając oczy i próbując uspokoić głośno bijące serce.
- Ja też nie wiem.
- Teraz ja mam pytanie.
- Tak?
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? I dlaczego do mnie przyszedłeś? – zapytała z garścią niepewności w sercu.
- Twój adres mam od swoich dwóch przyjaciółek, Alice i Katrine, chodzą do tej samej klasy co ty, a przyszedłem do ciebie dlatego, że zastanawiało mnie dlaczego uciekłaś wtedy w parku i dlaczego nigdy do mnie nie powiedziałaś chociaż „cześć” w szkole, gdy tyle razy się mijaliśmy i patrzyliśmy na siebie – odpowiedział pełną prawdą w sercu.
- Tak to moje dwie najlepsze przyjaciółki, ale nic mi o tobie nie mówiły, zastanawiam się dlaczego? – zapytała z nutką ciekawości.
- Ehh… nie wiem dlaczego nic ci o mnie nie mówiły… cholera – oznajmił z westchnięciem i cicho przeklną, że musi ją okłamywać.
- Dziwne… Nie musiałeś mnie łapać wtedy na schodach… a złapałeś i przytuliłeś – dodała cichym i zakłopotanym głosem.
- Tak. Zrobiłem to bo. . . Nie wiem. . . szlag! – odpowiedział i znów przeklną.
- Alex… - wyszeptała jego imię ciepłym głosem.
- Tak?
- Powiedz mi, dlaczego kłamiesz ? – zapytała pewniejszym głosem.
- . . .Nie kłamię – odpowiedział zaskoczony pytaniem.
- Kłamiesz, słychać to w twoim głosie – odparła dobitnie.
- Tak. Kłamię – odrzekł pokonany.
- Więc właśnie, dlaczego nic o tobie nie mówiły?
- Ponieważ, nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – odrzekł smutny i zaczął dumać.
- Trudno, a może jednak powiesz? – zapytała z pokorą. Odwróciwszy się przodem do jego pleców, przełożyła ręce nad jego barkami, tuląc go od tyłu. Czuła jak jego serce bije, uderzało z każdym kolejnym słowem, coraz szybciej i mocniej, a Alex mógł je tylko zagłuszać, choć i tak było słyszalne.
- Nie, nie umiem odpowiedzieć. . . – odparł z zapadniętym głosem, czując jej ciepłe ciało za sobą.
- Wiem, że potrafisz. Tylko nie chcesz tego zrobić z pewnych powodów, prawda ? – wydedukowała cichym głosem do jego ucha.
- Tak nie chcę. . . Ale nie wiem dlaczego nie chcę. . . – odparł i chwycił Rosee za dłonie, odwrócił się do niej przodem.
- Wiesz dlaczego – odpowiedziała, patrząc mu głęboko w ciemne oczy.
- Nie wiem. . . Wiem – zaprzeczając samemu sobie i patrząc w jej błękitne spojrzenie oczekujące na odpowiedź.
- To co teraz zrobię, odczytaj sercem… - kończąc zdanie, rozchylił wargi, jego powieki zamknęły się, a głowa ugięła w delikatny skos. Położył swoją ciepłą dłoń na policzku dziewczyny. Nie wahając się ani chwili, przyłożył swoje wargi do jej, przekazując przez pocałunek całe swoje serce i całą swoją myśl. Rosee zamknęła oczy i zaczęła marzyć, chcąc aby taka chwila mogła trwać wiecznie.
- uhh… - jedyne co zdążyła odpowiedzieć na dar chłopaka.
Alex rozluźnił wargi i zakończył pocałunek
- Kocham cię Różyczko – pełen rozluźnienia i radości w sercu rzekł...

Łzy na Ostrzu
Rozdział III.
„Zachwiana rzeczywistość”


Nastała cisza. Dziewczyna otworzyła oczy, których tęczówka była barwy błękitu morza, mieszanego ze srebrnym blaskiem stali, a źrenice powiększone
- Ja ciebie… - kończąc zdanie zamknęła powtórnie powieki, położyła swoją dłoń na jego zimnym policzku. Jej wargi spoczęły na zimnych wargach Alex’a, przekazując serce i uczucie w darze pocałunku. Rozluźniła wargi i zakończyła pocałunek
- Kocham także. . . Ale – dodała, otworzywszy oczy.
- Ale? – zapytał zaniepokojony.
- Ale… Nie mogę… Nie mogę cię kochać… Po prostu nie mogę… - odparła smutnym zapadniętym głosem, gdy łzy napierały na błękitne oczy.
- Dlaczego nie możesz? Czemu tak sądzisz? – zapytał całkowicie zdezorientowany.
- Kocham cię, ale nie mogę kochać… Nie mogę… Po prostu nie mogę, proszę Alex, zrozum mnie – poprosiła. Jej kredka do oczu, nadająca piękno spojrzeniu, rozpłynęła się pod falą gęstych łez, które płynęły jedna za drugą. Rozmazane, czarne łzy kapiące na pościel, sprawiły że chłopak rozłożył ręce i objął ją z całych sił tuląc mocno i nie dając jej dalej płakać.
- Nie mogę… Przepraszam… - dodała smutnym zapłakanym głosem.
- Ja cię rozumiem Różyczko… - przytulił ją mocniej.
- Nie, nie możesz rozumieć… Nie rozumiesz dlaczego nie mogę ciebie kochać… lecz nie powiem ci tego… nie mogę… - dodała zamykając oczy tak, aby łzy mogły swobodnie opadać.
- Ale ja rozumiem… Nie możesz mnie kochać, ponieważ kochasz kogoś innego, prawda? – zapytał z pewnością w głosie.
- Nie… To znaczy tak. Kocham kogoś innego – odparła uznając, że to dobry sposób, aby uciec od prawdy.
- Czyli masz chłopaka, tak? – zapytał dociekliwie.
- Tak… Nie… - zaprzeczając samej sobie. W jej oczach zadrżał nowy potok łez, przez który niebo, współczuło jej całe sobą. Słońce schowało się za chmurami, a deszcz zaczął obmywać małymi kroplami w niezliczonych ilościach, ulice Londynu.
- O, pada – dodał zaskoczony, że płonący olbrzym schował się za swoim ulewnym bratem.
- Tak… Pada. Przepraszam cię Alex… ale powinieneś już iść – odparła zniechęcona.
- Nie przepraszaj, tak, powinienem bo zaczyna lać coraz mocniej – odrzekł patrząc dalej w okno.
- Przepraszam, kto inny w moim sercu, dla innego serca moje bije, nie potrafię, nie mogę, nie wolno mi… Przepraszam – dodała, próbując uciec z jego objęć choć sama tego nie chciała.
- Rozumiem… Ale… - kończąc zdanie chwycił jej dłoń i splótł ze swoją, zamknął oczy i szybko pocałował. Kończąc pocałunek puścił ją i wstał z łóżka.
- Dziękuję ci Alex… Właśnie dlatego uciekłam z parku – odparła przygnębionym głosem.
- Dlatego, że nie możesz mnie kochać? – zapytał dla upewnienia.
- Tak, właśnie dlatego… W szkole nie przywitałam się, by nie zauroczyć się w tobie, lecz teraz ty sam przyszedłeś i było to niemożliwe… - dodała przecierając zapłakaną twarz.
- cholera! Znowu się rozbeczałam i rozmazałam – powiedziała do siebie w myślach.
- Rozmazana też wyglądasz ślicznie, Różyczko – rzekł, jakby wiedział o czym pomyślała.
- Uhh… dziękuję – zaczerwieniła się i zaciekawiła skąd Alex wiedział co myśli.
- Pójdę już, bo leje jak z cebra – odparł słysząc, roztrzaskujące się krople deszczu na szybie.
- Dobrze – rzekła, wstając z łóżka i idąc w stronę drzwi.
- Odprowadzisz mnie ? – zapytał z ciekawości.
- Chętnie, ale nie mogę – odparła w zamyśleniu.
- Cóż, sam do domu też trafię, ale byłoby przyjemniej w miłym towarzystwie.
Nie mówiąc nic, chwyciła go za rękę i wyszła z pokoju, zeszła po schodach i poszli do przedpokoju. Chłopak założył buty i kurtkę
- Dziękuję ci Rosee, cześć! – Dowiedzenia! – pierw pożegnał się z zapłakaną osóbką, później z domownikami.
- Do zobaczenia w szkole, Alex – odpowiedziała żegnając się z lekkim uśmiechem w kąciku ust. Chłopak pociągnął za klamkę i otworzył drzwi, wyszedł na chodnik i pomachał ostatni raz Rosee, idąc w stronę parku i swojego domu. Dziewczyna zamknęła drzwi i poszła w stronę schodów, by wrócić do pokoju, gdy nagle
- Różyczko, pozwól do mnie na chwilę – dobiegł ciepły matczyny głos z saloniku.
- Już idę mamo – rzekła idąc żwawym krokiem do salonu.
- Chodź tu do mnie – wskazała córce miejsce na kanapie obok siebie. Usiadła posłusznie obok Nicolet.
- Kolega? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak kolega. Tylko i wyłącznie kolega – odparła chłodno.
- Dobrze, a więc z kolegą się tak czuło tulisz i trzymasz za ręce ? – dodała z ironią.
- Mamo!
- Oj co, Różyczko, ale naprawdę nie musisz się wstydzić. Powiedz mi prawdę – nagabując córkę.
- Mamo! To tylko kolega! Nikt więcej – próbując odeprzeć atak matki.
- Skoro tak twierdzisz, no nic, możesz już iść
- Kocham go – wybełkotała w zamyśleniu.
- O, a jednak się przyznamy? – zapytała pogardliwie.
- Tak przyznamy, choć nie chcemy, ugh! Dlaczego ja się muszę tak zamyślać ?! – odparła żałośnie.
- No więc opowiadaj córciu, co między wami się zadziało?
- Gdy poszliśmy do pokoju, porozmawialiśmy o kilku sprawach. Później było nieco romantyzmu…
- Romantyzmu? Czy mam iść do apteki? – zapytała z sarkazmem.
- Mamo! Nie w takim znaczeniu! – odparła gwałtownie się rumieniąc.
- Oj pożartować już sobie nie można, idź już może, bo się strasznie zapaliłaś na twarzy – śmiejąc się z córki, gdyż stała się prawie jak burak.
- Ugh! – odparła kończąc wypowiedz i uciekając szybko do siebie.
Biegiem dotarła do swojego pokoju, otworzyła drzwi i przekroczyła ich próg. Padła przed nimi, spuszczając głowę w dół
- Przepraszam… Alice – wybełkotała zasypiając w ciele, ożywając w duszy.

Łzy na Ostrzu
Rozdział V.
„Pierwsze rozczarowanie”


Mijały minuty, napierające krople płynęły swobodnie po całej bladej twarzyczce. Deszcz również nie malał. Myśli Rosee znów stanęły w jednym miejscu, kolejna przepaść. Serce nadal stało bezradne i czekało, rozum wyliczył kąt aby przedostać się z powrotem na teren labiryntu, a pani intuicja postanowiła prześlizgnąć się na skarpę narządu, lecz zakończyło się to opłakanym skutkiem, gdyż spadła w przepaść. Dziewczyna była całkowicie zagubiona w swoim świecie, gdy nagle jej oczy zabłysnęły lazurowym odcieniem błękitu. Przez rozmyty od łez obraz ujrzała swój pokój, na podłodze dwie osoby, jedna leżąca w kałuży krwi, druga klęcząca przy niej. Po przetarciu wilgotnych powiek, wizja wyostrzyła się. Zobaczyła Alice z wbitym nożem w serce oraz siebie trzymającą ją za rękę i przepraszającą za wszystko. Przelotna jawa rzuciła mocny urok na Rosee, która zaczęła myśleć, że to dzieje się naprawdę. Upadła bezradnie na podłogę, klęcząc i trzymając powietrze w dłoni, wykrzyknęła:
- Nie umieraj Alice ! Przepraszam! Wybacz mi! Kocham cię ! – nagle obraz wrócił do normy. Dziewczyna zorientowała się, że ta fikcja będzie miała odniesienie do rzeczywistości. Podniosła się i otrzepała, ponownie usiadła na biurku. Chwyciła torbę zawieszoną na krześle, otworzyła ją i wrzuciła do niej stary pamiętnik. Ruszyła z nią do łazienki, poprawiła szybko oczy kredką oraz przeczesała włosy. Zbiegła po schodach, zabrała się za zakładanie butów i kurtki, a także ciemnofioletowego szala:
- Mamo! Wychodzę do Alice, będę niedługo! – oznajmiła przed szarpnięciem klamki.
- Dobrze, ale nie zapomnij że o 20 kolacja! – dodała tuż po przyzwoleniu Nicolet.
- Okay! – odparła szybko i wyruszyła z domu.
Blok mieszkalny sióstr znajdował się trzy przecznice od domu Rosee. Żwawym krokiem ruszyła w stronę przejścia dla pieszych, gdy jej wzrok dostrzegł Alexa.
- Cholera! – przeklęła w myślach. Zaczerwieniła się i przebiegła na czerwonym świetle przez pasy nie zwracając uwagi na jadące z naprzeciwka pojazdy.
- Uważaj! – usłyszała ciepły i znajomy jej głos. Był to właśnie on, który zauważył jej nierozważne zachowanie i dał przestrogę. Zwiększyła tempo i postanowiła iść skrótem. Przeszła dystans 20 metrów i skręciła w ciemny zaułek pokryty licznymi napisami na ścianach. Stał przed nią 1,5 metrowy mur, na który bez chwili namysłu wdrapała się po osiągnięciu pełnego sprintu. Przeskoczyła go i pobiegła dalej. Do ich domu pozostało około 45 metrów dystansu. Rozglądając się na boki, patrzyła na smutne pojedyncze egzemplarze ptaków ścigających się ze sobą o jedzenie, na drzewa w pobliskim parku, których liście opadały już powoli mieniąc się w brązowo-żółtawych barwach. Tuż przed nią znajdował się krawężnik, który nie był dla niej normalnie żadną przeszkodą do pokonania, lecz teraz gdy była całkowicie wpatrzona w naturę, trąciła o niego nogą, odzyskując widzenie z przodu poczuła jak upada. Spodziewając się twardego bruku na swojej twarzy, doświadczyła miękkiego i skórzanego materiału kurtki. Otworzywszy oczy, ujrzała Alexa. Speszyła się i wyrwała z jego objęć.
- Dziękuję – odparła chłodno i ruszyła dalej.
- Proszę, Różyczko – odpowiedział ciepłym głosem. Wykonała obrót na pięcie i wykrzyknęła do niego co sił:
- Nie mów do mnie Różyczka kurwa ! Pobiegła co sił w nogach do klatki bloku, wklepała numer mieszkania i usłyszała zaspany głos Katrine
- Yeeep? Kto tam? – zapytał domofon.
- To ja, Rosee. – odparła szybko.
- Aaa! Czego chcesz?
- Chcę pogadać z Alice, wpuść mnie
- Okay okay, tylko poczekaj bo ona się kąpie, a ja hmm… muszę coś na siebie założyć
- Ehh… a ty jak zwykle po domu paradujesz w samych gaciach? – zapytała z ironią.
- Nieee, teraz mam jeszcze stanik! – odparła szybko i odeszła od domofonu.
- No to sobie poczekam… - powiedziała cicho do samej siebie.
- O. Co za zbieg okoliczności, ja też do sióstr !
- Cholera! – wykrzyknęła po cichu z siebie.
- Co się stało Rosee? – zapytał chłopak.
- Nic. Alex, przepraszam… Że tak się wtedy zachowałam… - przeprosiła poczuwszy skruchę.
- Nic nie szkodzi, wybaczam – odparł ciepło.
- A tak z innej beczki… Co ty do jasnej cholery tutaj robisz ?! – zapytała całkowicie zdezorientowana.
- Przyszedłem do Katrine
- Aha. Ja do Alice
- Właź! – wydostał się już nieco bardziej trzeźwy głos z urządzenia i zabrzęczał dzwonek sygnalizujący otwarcie drzwi. Dziewczyna wbiegła szybko do środka, za nią wszedł on. Zaczęła wchodzić po schodach, gdy poczuła dotyk ciepłej dłoni. Odwróciwszy się, została pocałowana powtórnie przez Alexa. Zdenerwowana dziewczyna szybko przerwała jego gest i uderzyła go z całej siły w brzuch.
- Nie całuj mnie do cholery! – uciekła szybko na drugie piętro i zapukała do drzwi.
- Au… - jedyne co odparł chłopak. Niska osóbka otworzyła je.
- Siemasz !
- Cześć Kat – odparła Rosee witając się całusem w policzek z Katrine.
- Ona nadal się kąpie, rozbieraj się i usiądź gdzie ci wygodnie, a ja oczekuję na gościa – dodała gościnnym tonem.
- Okay – zdjęła płaszcz, buty oraz szal i ruszyła do dużego pokoju, w którym zazwyczaj przebywał ojciec sióstr. Ich matka zmarła w wyniku postrzału w czasie napadu na biurowiec, gdzie pracowała.
- Cóż… Myślałam, że pójdziesz do naszego pokoju, ale jak wolisz! – wymamrotała Katrine.
- Jak się masz ? – zapytała ochoczo.
- A dobrze, znalazłam sobie kogoś i jest miło. A ty?
- A ja… Mam dość duże zawirowanie myślowo-emocjonalne, ale żyję! – odparła szorstkim głosem.
- Chłopak czy dziewczyna ? – zapytała Rosee.
- Chłopak! Ja to nie ty! Nie wiem jak się można z drugą dziewczyną całować i kochać, a fee! Zboczone i chore! – wyraziła swoje zdanie z lekkim obrzydzeniem.
- Każdy jest inny. Ten chłopak to A… - nagle dobiegło pukanie do drzwi.
- Poczekaj chwilkę – przerwała grzecznie i pobiegła na swoich krótkich smukłych nóżkach osłoniętych ciemnymi jeansami typu rurek, drobne, lecz kobiece ciało schowane pod biało-błękitną tuniką, a malutka buzia z zielonkawymi oczkami, przysłaniała grzywka z długich blond włosów z czerwonymi i zielonymi pasemkami przeplatanymi w losowych miejscach. Otworzyła je, a przed nimi stanął Alex.
- No nareszcie jesteś Skarbie ! – wyszeptała cicho do jego ucha.
- Tak jestem, coś mnie zatrzymała po drodze – odparł słodkim tonem.
- Co takiego? – zapytała zaniepokojona.
- Nagły ból brzucha, ale już jest dobrze
- Oj, nie dobrze, ale dobrze… Mam jeszcze jednego gościa Kotku, przyjaciółkę
- Wiem, Rosee. – odpowiedział z lekkim zniesmaczeniem na języku.
- Tak właśnie, znasz ją? – zapytał ciekawa.
- Tak znam, ale to nie ważne, chodźmy – zaproponował trzymając jej dłoń i idąc w stronę pokoju.
- Dobrze – odparła wesoło Kat.
- O, Alex. Cześć ! – wydostał się szorstki głos Rosee z dużego pokoju, gdy wystąpiła przed jego próg i spojrzała, gniewnym spojrzeniem w jego oczy.
- O, cześć Rosee! – odparł i skulił głowę. Wkroczył z Katrine do pokoju.
Dziewczyna poszła do przedpokoju i chciała wyjąć pamiętnik z torby, lecz jego w nim nie było. Zamknęła oczy, a jej ciało zaczęła ogarniać dziwna niewidoczna energia, jakby aura, błękitne tęczówki przerodziły się w granat, a zaciśnięta dłoń symbolizowała nagły przypływ wściekłości.
- Zginiesz Suko… - wymamrotała warkotem w myślach…

Łzy na Ostrzu
Rozdział VI.
„Rozstanie”


Przez umysł Rosee, przedarło się wydarzenie, które mogłoby nastąpić, gdyby Alice dowiedziała się, że notes wpadł w niepowołane ręce. Jej oczy przybrały burzowy nastrój, lecz brakowało w nich piorunów symbolizujących niebezpieczeństwo. Ruszyła przed siebie i spojrzała na zasunięte drewniane drzwi mniejszego pokoju, w którym przebywała Katrine i Alex. Podeszła do nich i zapukała spokojnie, a jednocześnie mocno.
- Proszę ! – odparł rozbawiony głosik.
Drzwi odsunęły się na bok tworząc głośny zgrzyt zawiasów i słabo naoliwionych prowadnic.
- Katrine, oddaj notes który wzięłaś! – wykrzyknęła burzliwym tonem do dziewczyny.
- Jaki notes ? Nie wzięłam żadnego notesu! Brałaś jakiś notes w ogóle ? ! – zapytała pełna irytacji.
- Tak brałam, miałam go w swojej torbie. A teraz nie udawaj i oddaj mi go!
- Ale ja go nie mam! Nawet nie wiem jak wygląda ! – przystając przy swoim zdaniu.
Rosee zamknęła oczy, a tuż przed nią, ukazał się obraz dwóch białych postur, gdzie jedna przed nią nie trzymała nic za plecami, natomiast druga czarny prostokątny obiekt. Granat ponownie zabłysnął wokół źrenic, z jeszcze większym wyrazem gniewu.
- Alex ! Dlaczego wziąłeś mój notes ! Co ty sobie do cholery wyobrażasz ?! – zapytała całkowicie zirytowana.
- Jaki notes ? Ja ? Nie widziałem żadnego notesu, poszukaj go dobrze, pewnie gdzieś się zapodział – odparł spokojnym głosem.
- Przestań pieprzyć, trzymasz go w lewej dłoni dokładnie za plecami! – odparła pewna, że obraz który ujrzała był prawdziwy.
Nagłe ukłucie w tył głowy przeszyło dziewczynę, przez co odsunęła się, oparła o drzwi i upadła na podłogę.
- Co do jasnej cholery ?! – zapytała samą siebie.
- Twój umysł… - odparł zagłuszony głos w głowie.
- Że kto?!
- Twój umysł… Ja…
- Jaki ja ?! Co ty chrzanisz i czym ty jesteś ! – krzycząc w myślach.
- Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja…
- Jaki ja ?!
- Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… Uderz… Śmiało… - zasugerował głos.
Rosee nie mogąc zrozumieć co się dzieje, podniosła się. Podeszła do Alexa siedzącego na kanapie.
- Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… Uderz… Śmiało… Teraz… - ponownie zaproponował.
Dziewczyna z całej siły uderzyła chłopaka z pięści w twarz. Ofiara pod wpływem ataku odbiła się od tyłu kanapy upadając na podłogę i wypuszczając zeszyt z dłoni.
- Alex ! – schyliła się do chłopaka i sprawdziła czy nic mu nie jest.
- Nic mi nie jest skarbie, tylko trochę krew mi leci z nosa – odparł spokojny.
- Chodź, zatamujemy ten wyciek – pomogła mu wstać.
- Nie trzeba, jest dobrze
- Twoim umysłem… Ja… Jestem… Ty… Ulegasz… Mnie… Rosee – odparł triumfalnym tonem dziwny głos z głosy.
- Chyba sobie kpisz! I czym ty w ogóle jesteś, tylko nie chrzań, że moim umysłem, bo nim nie jesteś! Więc kim i czemu kazałeś mi to zrobić?! – zapytała samą siebie w myślach, stojąc w bezruchu.
- Tobą… Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… spójrz na swoje odbicie… podejdź do lustra… teraz… - zasugerował głos.
- Wal się! – odparła, a mimo to poszła w stronę lustra.
- Rosee! Co ty odwalasz ?! Pierw mojemu chłopakowi nos rozwalasz, a teraz mnie olewasz i łazisz jak w amoku, ożyj!
Katrine uderzyła ją z całej siły w brzuch.
- Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… ocknij się… teraz… - nakazał.
- Aua! Co do cholery?! Czemu mnie lejesz ?! – zapytała odczuwając dopiero po minucie ból brzucha pod wpływem uderzenia.
- Bo mnie olewasz ! I Alexa mi bijesz ! Co jest z tobą ?! – zapytała z irytacją Katrine.
- Nie wiem… Nie wiem… Alex… Dlaczego go wziąłeś? – zapytała.
- Ponieważ… Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… krew… płyń… teraz…
- Nie ! – próbując oprzeć się rozkazowi.
- Opór… Równa się kara… Krew… płyń… teraz… władam… Ja… Twoim umysłem…
Rosee wyciągnęła dłoń przed siebie, nagle z jej oczu zaczęły wypływać strumienie krwi, tętnice na dłoniach rozerwały się tworząc bordowe morze na jej ramionach.
- Ból… przeszyj… teraz…
Nie wyobrażalny ból uderzył dziewczynę od środka, łamiąc jej dwa żebra.
- Cho…lera… Jas…na… - wydukała zanim, fala krwi wypłynęła z jej ust.
- Twoim umysłem… Ja… Ja… Ja… Tylko Ja… władam… zamknij… przesuń ścianę… teraz… ­­- wydał rozkaz głos.
Wszystko to co miało przed chwilą miejsce, nagle przepadło w czarnej smudze niepamięci. Rosee stała z notesem w dłoni, tuż przed progiem salonu, drzwi były zasunięte, jej oczy błękitne i pełne harmonii. Odzyskawszy świadomość, spojrzała na wnętrze pokoju. Usiadła na skórzanej kanapie pokrytej aksamitnym kocem, odłożyła zeszyt na stół.
- Rosee! – zawołał cichy i stłumiony głos z łazienki.
Dziewczyna pobiegła szybko pod jej drzwi.
- Wejdź proszę
Weszła do pomieszczenia. Ujrzała dziewczynę o długich, ciemnym włosach, zielonkawych oczach, szczupłej lecz kobiecej budowy ciała, odzianą wyłącznie w fioletowy ręcznik.
- Zamknij drzwi jeśli możesz – poprosiła Alice.
Spojrzała jej głęboko w oczy stęsknionym wzrokiem.
- Chodź… - rozłożyła ręce przed siebie sprawiając, że chwilowe ubranie spadło na podłogę.
Rosee podeszła i wtuliła się w bark dziewczyny.
- Tęskniłam za tobą – dodała tuląc się mocniej.
- Ja za tobą również – przytuliła ją do siebie, dotykając bladymi piersiami, jej bluzki.
- Znalazłam nasz notes… Wpadł za biurko
- O to wspaniale, masz go przy sobie ? – zapytała tulącą się istotkę.
- Tak mam, został w dużym pokoju, przyniosę – odparła, puszczając się z objęć Alice.
- Zaczekaj chwilkę…
- Na co?
- Na to… - po chwili przyłożyła swoją dłoń do jej policzka, zginając lekko kark, przysunęła rozchylone ciepłe wargi do jej warg, wpuszczając gorący podmuch namiętności. Spotkanie ust, zakończyło się pocałunkiem, pełnym miłości, emocji i tęsknoty, Alice nie przestając całować, zsunęła delikatnie dłoń z policzka na ramiona dziewczyny, obniżając jedno ramiączko stanika do dołu.
- Uh… Poczekaj… Notes… - przerwała namiętny pocałunek i wybiegła z łazienki po zeszyt.
Przewidując kolej rzeczy, odpięła białą, koronkową część bielizny, lecz nie zdejmując go z siebie, weszła do pokoju, zabrała notes. Wróciła powolnym krokiem do łazienki.
- Już jestem… Uhh… Alice… - tuż po powtórnym powrocie do pomieszczenia, zobaczyła dziewczynę, masującą swoje piersi i pocierającą jasnoróżowe sutki.
- Pomożesz mi, skarbie? – zaproponowała ochoczo.
- Uhh… Ttak… - odłożyła notes na kafelki.
Taniec zmysłów, narodził się pod wpływem, ponownego pocałunku, gdzie usta walczyły ze sobą na miłość, a języki ocierały w rytmie rozkoszy. Tancerka uniosła bluzkę partnerki i ujrzała odpięty stanik, który opadł swobodnie w dół, jej ciepłe dłonie spoczęły na jej jędrnych piersiach, masując i ściskając je, tworząc u niej lekkie odgłosy pojękiwania z powodu dotyku. Pokaz przerodził się w prawdziwe starcie podniecenia, smukła i blada dłoń Rosee opadła na krocze Alice, pocierając lekko wilgotne wargi sromowe i drażniąc łechtaczkę, koleją rzeczy było odpięcie spodni atakującej i ich klęska na zimnych kafelkach, dłoń defensywy trafiły pod bokserki Rosee, która dała lekcję jej wilgotnej pochwie. Erotyczne tango trwało przez kilkanaście minut zmieniając swój rytm, grację, zaangażowanie i tempo, które zmieniało się z minuty na minuty, przybliżając do uczucia wspaniałego uczucia błogości i rozkoszy obu stron…

Łzy na Ostrzu
Rozdział VII.
„Żar cieknący na powiekach”


Rozlany rumieniec na policzkach, rozmarzony wzrok, lekko uchylone wargi, niewidoczny zimny pot, wszystko wskazywało na to, że ogarnął je błogi stan, który trwał około 5 minut. Alice z całych sił wtuliła w siebie Rosee, której spojrzenie było jakby nieprzytomne. Mimo uścisku, dziewczyna nie powróciła do rzeczywistości.
- Skarbie ? Co ci jest ? Czemu nie odpowiadasz ? – zapytała zaniepokojonym głosem z dozą smutku.
- Przestrzeń… Ty… Ona… Wy… Dawniej też tak było… Lecz to wszystko się skończyło… Ocknij… się… teraz… - nakazał znajomy głos z głowy.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odparła tuląc się do ukochanej.
- To było dziwne, prawda? – zapytała z ciekawością.
- Tak. Bardzo dziwne, Kochanie, czy mogę ci coś powiedzieć, tylko proszę nie przestrasz się?
- Tak, możesz mi wszystko powiedzieć
- Dobrze więc. Nie wiem dlaczego, ale słyszę w głowie taki zachrypnięty głos, który wydaje mi rozkazy. Najpierw myślałam, że to po prostu zwykłe przewidzenie, bo to wszystko zniknęło, jak jakiś sen… Ale teraz znów ten głos… Boję się… - opowiedziała zapadniętym tonem.
- Biedactwo… Ja… Tylko ja… Twoim umysłem władam… Tylko ja… W twoich myślach labirynt układam… Tylko ja tobą władam… Teraz… Rozkaz ci nadam… Otwórz… Ścianę wczytaj… Teraz… - znów ozwał się tajemniczy głos.
Myśli Rosee całkowicie się zmieszały. Obraz, która widziała stał się zwyczajnie ciemną plamą, bez ani jednego jasnego punktu. Ruszyła powoli do przodu małymi krokami, trzymając się jakiejś stałej powierzchni.
- Osuń się… Teraz…
Ściana o którą się opierała, opadła w dół pozostawiając pustą sferę. Szła bezpiecznymi krokami zdana wyłącznie na zmysł orientacji.
- Zapłoń… Teraz…
Wiązka złotego światła przeleciała Rosee przed oczyma. Ujrzała ją bez problemu. Pobiegła żwawo za jasną linią ciągłą. Dotarła do zaciemnionego pomieszczenia, gdzie jedynym widzialnym obiektem, była błękitna kula otoczona złotawą aurą. Wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Podpal… Teraz…
Niebieskie płomienie pojawiły się za plecami dziewczyny, również jak i po bokach pokoju. Nagłym instynktem rzuciła się w głuchą ciemność pozbawioną ognia.
- Wypłyń… Teraz…
Dziwna, bez barwna ciecz zalała korytarz, którym biegła. Przyłożyła dłoń do niej, by wyczuć czym ona jest.
- Pochłoń… Teraz…
Płyn o metalicznym zapachu przykrył swoją ofiarę.
- Krzepnij… Teraz…
Z ciekłej formy, powstało ciało stałe. Rosee została owinięta przez bordową strukturę, przypominającą zaschniętą krew.
- Odblokuj… Teraz…
- Ty chory skurwysynie ! Co ty sobie do cholery wyobrażasz ?! Chcesz mnie zabić ?! Nie odpowiadaj wiem sama ! – wykrzyknęła co sił w płucach tuż po tym jak odzyskała zdolność do mówienia.
- Dlaczego tak na mnie mówisz ? Zapominasz chyba, że to ja tobą władam – odparł zachrypnięty zimny głos.
- Kim ty w ogóle jesteś ?! Czemu zamknąłeś mnie nagą w tej bańce ?! I co to do cholery za miejsce ?!
- Twoim umysłem. Czemu? Ponieważ, chcę ci coś pokazać, a gdy się nie wiercisz, łatwiej cię transportować. To miejsce, nazywa się głuchą sferą, tu nikt cię nie usłyszy.
- Nie pieprz, moim umysłem nie jesteś ! Imię i nazwisko! A co chcesz mi pokazać ?! – zapytała krzycząc ile się tylko da.
- Mknij… Teraz…
Ruchoma materia ruszyła w miejsce wskazane przez rozkazującego.
Po chwili Rosee znalazła się w bardzo jasno oświetlonym pomieszczeniu, którego sufitu nie dało się zobaczyć. Na środku stał postument, którego kształty wskazywały na niecodzienną ingerencję człowieka. Przedstawiał on kobietę o długich włosach, jednym oku w barwie błękitu, a drugim czerwonym niczym krew. Na twarzy znajdowały się liczne znamienia, takie jak faliste kreski, dziwne symbole oraz proste linie w kształcie pazurów o białym kolorze. Jej ciało było smukłe i znajome dziewczynie, również i ono posiadało dużą ilość charakterystycznych znaków. Długi falisty trójramienny krzyż uformowany na kształt węża ciągnący się od barków do podbrzusza, zaciekawił ją najbardziej. Szczupłe i zgrabne nogi, ubrane były w bandaże. Elementami szokującymi dla niej, stały się zerwane łańcuchy obwiązane wokół piersi, stalowe bransolety z urwanymi ogniwami nałożone na nadgarstki oraz kostki, szyję zdobiła obroża z czarnym diamentem po środku i odchodzącym od niej srebrnym żeliwem. Cała postać przyprawiała dziewczynę o strach i zakłopotanie.
Po lewej stronie bańki pojawił się porywacz.
- Uwolnij… Teraz…
Struktura rozstąpiła się i owinęła wokół niej, ubierając w tymczasowe szaty.
- Nie zrobię ci krzywdy. To jest właśnie to, co chciałem tobie pokazać.
- Jakaś roznegliżowana baba okuta łańcuchami ta? – zapytała z ironią.
- Milcz – odparł srogim głosem.
- Bo co ?
- Wniknij… Teraz…
Materiał okrywający dziewczyną przeniknął przez jej ciało, sprawiając że stała się zwykłą nagą marionetką, bez możliwości mówienia, ruchu ani myśli, mogła jedynie patrzeć i słuchać.
- Nie chciałem tego robić, lecz musiałem. Ten postument, to posąg bogini Reivar Eesor, która dawno temu pojawiła się w naszym świecie, jako dusza dziewczyny, podobnej do ciebie Rosee. Jej łańcuch wskazywał na to, że zmarła z powodu krwotoku wewnętrznego. Data jej śmierci, to 22 IX 2007. Kojarzysz tą datę, prawda. Lecz to nie ona była naszą królową, przegrała w śmiertelnej bitwie z drugą duszą dziewczyny, której śmierć zapisano 22 IX 1775. Jej imię i nazwisko nie było znane, jednakże zostało ono zapisane jako Reivar Eesor. Z racji tego, że przegrana dusza nazywała się ROSEE RAVIER. . . – urwał się głos, tajemniczego człowieka?
- Powróć… Przestań… Oderwij… Zamknij… Przestaw… Teraz…
Wszystko to co ujrzała i doświadczyła nagle ponownie zniknęło. Gdy oprzytomniała ujrzała Alice wtuloną w nią, która chyba już spała, a jej uśmiech wskazywał na to, że jest jej dobrze. Dziewczyna nie chcąc jej budzić, delikatnie złapała za koc i nałożyła go na siebie i śpiącą królewnę. Oczy Rosee, zamarły w sinoniebieskim kolorze, a jej myśli zaczęły ponownie krążyć po bezkresnym labiryncie.
- Cholera! Dlaczego znów się to stało ?! O co w tym chodzi ?! – zapytała samą siebie nie wiedząc kompletnie co o tym sądzić…

Nie piszemy postu pod postem. Kolory należą do moderatorów.
Ja wiem, że ten tekst to właściwie sam dialog, ale naprawdę myślisz, że komuś się będzie taką ilość tego chciało przeczytać za jednym zamachem?
Moderator Wspomnień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Awangarda Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin