Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


Tekst nr 3

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Edycja pierwsza / Etap IV
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
Dagi
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2008
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:13, 28 Lip 2010    Temat postu: Tekst nr 3

Ślimaki


Jeśli ludzie będą zwracać uwagę tylko na wygląd, nigdy nie nabiorą szacunku dla umysłu.
Trudi Canavan
Kapłanka w bieli


***


Wpół do ósmej. Poranna kawa zaparzona, wszystko przygotowane do wyjścia. Pani Kosakowska spod piątki sięgnęła po parujący kubek i jak co dzień przez okno przyglądała się mieszkańcom ulicy Różanej, typowej spokojnej ulicy, przy której mieścił się szereg kolorowych domków jednorodzinnych. Najpierw zobaczyła sąsiada spod czwórki, który wyraźnie był już spóźniony, o czym świadczył jego szybki krok i nerwowe ściskanie aktówki. Potem sąsiadkę spod szóstki, której płaszcz był już definitywnie niemodny. Chwilę później tuż pod jej domem przeszła sąsiadka z domu obok, młoda dziewczyna z fioletowymi włosami, ubrana w fioletowy płaszcz i ciężkie czarne glany. Znała ją, a przynajmniej tak jej się wydawało. Miała na imię Maria, ale ponieważ Maria to imię poważne i dostojne (a widać wyraźnie, że dziewczyna je nosząca taka nie była), wszyscy mówili na nią Mari. Fioletowy był jej ulubionym kolorem, podobno stąd właśnie pomysł na tak nieodpowiednią fryzurę. Pani Kosakowska wolała się nawet nie domyślać, co to dziecko może wyprawiać, gdy wychodzi z domu. Z pewnością były to same najgorsze rzeczy.
Spojrzała na zegarek, dopiła kawę i wyszła.


***


W okolicy ulicy Różanej wałęsał się mały kociak. Był oczywiście niczyj i nie wyglądało na to, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Wszystko dlatego, że Stwórca poskąpił mu urody, a marna kondycja i stan zdrowia tylko to podkreślały. Kotek był chudziutki, brudny i miał zaropiałe ślepia. Należy też dodać, że jego sierść „żyła własnym życiem”, co było zasługą sporej ilości pcheł. Z tego względu nikt jakoś nie kwapił się, by go przygarnąć.
Ów kotek miał też zwyczaj upatrywać sobie jakiegoś przechodnia i iść za nim, piskliwie miaucząc. Czasami wzbudzało to litość i zainteresowanie, rzadko jednak kończyło się darmową miską mleka lub rzuconym kawałkiem czegoś jadalnego.
Nie porzucał jednak nadziei.
Tego dnia podjął pewne ryzyko i przyplątał się do dziewczyny w obuwiu, które bez większego problemu, zrobiłoby z niego mokrą plamę. To była Mari.
Szybko usłyszała głośne miauczenie. Rozejrzała się wokół i nieopodal swoich stóp ujrzała maleńkiego kota.
- O, nie. Tylko nie to – jęknęła.
Powodem tego jęku była jej wrodzona słabość do kotów.
Kociak w odpowiedzi raz jeszcze zamiauczał.
- Wiem, czego chcesz. Jesteś biedny i głodny i ja mam coś z tym zrobić – stwierdziła tonem znawcy.
Okrągłe zaropiałe ślepka po raz pierwszy zerknęły w górę.
- Ale ja nie mam czasu – jęknęła znowu.
W odpowiedzi otrzymała kolejny miauk.
- No dobrze – westchnęła i wzięła kotka na ręce. – Wezmę cię do domu i dam coś do jedzenia. Najwyżej pojadę autobusem.
Ruszyła z powrotem, z niezadowoleniem mrucząc pod nosem:
- Tylko nie myśl, że cię przygarnę.


***


Pani Jankowska wsiadła do zatłoczonego autobusu. Z nadzieją rozejrzała się za wolnym miejscem, jednak żadnego takiego nie było. Miała już swoje lata i wizja jazdy na stojąco średnio jej się podobała. Wyglądało jednak na to, że jeśli chciałaby usiąść, będzie musiała liczyć na uprzejmość któregoś z pasażerów. To zaś nie było prawdopodobne, bowiem większość siedzących również była w wieku już niemłodym.
Wzrok pani Jankowskiej padł na dziewczynę siedzącą przy oknie. Wyglądała na bardzo miłą i dobrze wychowaną, jednak była pogrążona w lekturze jakiejś książki, więc nie widziała nawet, że tuż obok stoi starsza pani, której mogłaby ustąpić miejsca. Tak, z pewnością tak było.
- Może pani usiądzie? – padło nagle pytanie.
Pani Jankowska odwróciła się, by zobaczyć tę dobrą duszę, która chce wyświadczyć jej przysługę i z pewnego rodzaju lękiem ją ujrzała.
Była to dziewczyna w dziwacznym stroju, z mocno fioletowymi włosami opadającymi na ramiona. Co więcej, miała też pomalowane na fioletowo paznokcie, opaskę z trupią czaszką na nadgarstku i kolczyki zrobione z kolorowych spinaczy do papieru. Wyglądała okropnie.
Jak teraz wybrnąć? Pani Jankowska wiedziała jedno: nie chciała mieć do czynienia z tego rodzaju osobą. Co prawda, nie wiedziała, co to konkretnie za rodzaj, ale na pewno nie należący do rodzajów dobrych.
- Nie, dziękuję – odpowiedziała powoli. – Chętnie postoję.
Nie do końca wiedziała, dlaczego tak odpowiedziała. Potem wielokrotnie próbowała to sobie wyjaśnić, lecz nigdy jej się nie udało.


***


Wojtek Sosnowski właśnie się oświadczył. Co prawda nie wiedział, że pytanie, które przed chwilą zadał podpada pod oświadczyny. Zapytał po prostu:
- Mari, ożenisz się kiedyś ze mną?
Na co Mari odpowiedziała ze śmiechem:
- Pewnie!
I już.
„Kiedyś” było tu bardzo istotne, bo dzieliła ich spora różnica wieku. Mari miała lat osiemnaście, Wojtek dopiero siedem. Wcale nie śpieszyło mu się do małżeństwa, prawdę mówiąc, w ogóle nie wiedział, na co komu żona. Ale Mari była super!
Opiekowała się nim, kiedy rodzice byli zajęci, więc spotykał się z nią dość często. Uwielbiał, kiedy przychodziła, bo nigdy nie mówiła nic o tym, że powinien być odpowiedzialny czy samodzielny, jak to robili rodzice, tylko zawsze pomagała, gdy ją o coś poprosił. W dodatku miała same świetne pomysły!
Teraz udowodniła to po raz kolejny.
- Chcesz iść na spacer? – zapytała, wyglądając przez okno.
- Chcę! – oznajmił radośnie, ciesząc się, że tym samym odwlecze się odrabianie matematyki. – Ale zaczyna padać – zauważył.
- Właśnie dlatego chcę iść.
- To idziemy! – Wojtek zerwał się z miejsca, by znaleźć kalosze i kurtkę z kapturem.

Chwilę później wyszli z domu, trzymając w rękach parasole.
- Mari, dlaczego zawsze idziemy na spacer, kiedy pada deszcz? – zapytał Wojtek, gdy jego opiekunka przekręciła klucz w zamku.
- Bo... nie jesteśmy ślimakami – odparła po chwili zastanowienia.
Faktycznie. Nie byli. Ta odpowiedź w zupełności Wojtkowi wystarczała.


***


Pan Kowalski, starszy już mężczyzna, doczłapał się do przystanku autobusowego i niemal instynktownie sprawdził rozkład autobusów. Nie musiał tego robić, bo doskonale wiedział, że najwcześniejsza dziewiątka odjeżdża z tego przystanku za piętnaście trzecia, a więc dopiero za dwanaście minut.
Rozejrzał się po obecnych: chłopak zawzięcie stukający kciukiem w telefon komórkowy i dziewczyna z fioletowymi włosami patrząca nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal. Niezbyt ciekawe towarzystwo. Zrezygnowany usiadł na wąskiej przystankowej ławeczce i z braku lepszego zajęcia obserwował ruch uliczny.
Minuty mijały. Samochody płynnie przejeżdżały, autobusy z numerami 8 i 7 co chwilę podjeżdżały, zabierając lub wypuszczając nowe persony. Skład na przystanku co jakiś czas ulegał zmianie. W pewnym momencie zostały tylko dwie osoby: pan Kowalski i fioletowowłosa.
Pan Kowalski był z natury sympatycznym i gadatliwym jegościem, toteż kierując się nie tyle ciekawością, co chęcią nawiązania rozmowy, zapytał:
- Pani pewnie czeka na dziewiątkę?
Fioletowowłosa przeniosła wzrok na niego i odparła po chwili:
- Nie.
I to było dziwne. Wprawdzie, patrząc na tak wyglądającą osobę nie należało spodziewać się niczego „niedziwnego”, ale mimo wszystko... Jeśli nie czeka się na dziewiątkę, to znaczy, że na siódemkę lub ósemkę. Oba te autobusy już przejeżdżały, więc powinna była wsiąść.
- Przepraszam, że pytam – odezwał się znowu, tym razem już naprawdę zaintrygowany – ale na co pani czeka?
- Na nic – powiedziała pogodnie. – Oglądam sobie tęczę. – Nieznacznie wskazała podbródkiem miejsce, w którym jeszcze niedawno utkwiony był jej wzrok.

Pan Kowalski spojrzał w tamtym kierunku. Rzeczywiście. Na wprost żółtej budki przystanku, nad jednym z dachów domów po drugiej stronie ulicy widniał kawałek tęczy. Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważył? Ani on, ani nikt inny z obecnych tu wcześniej.
Dziewiątka wyhamowała obok z charakterystycznym zgrzytem. W tej samej chwili fioletowowłosa nieznajoma i jej tęcza przestały interesować pana Kowalskiego.


***


Mateusz się nudził.
W wieku nastoletnim nudzenie się jest grzechem, zwłaszcza podczas roku szkolnego. Mateusz nie mógł na to jednak nic poradzić. Podejrzewał, że przyczyniały się do tego głównie dwie rzeczy: przygnębiająca pogoda oraz to, że dziś była sobota – dzień wolny, który nie musi być wykorzystany do słusznych celów, bo poprzedza jeszcze jeden dzień wolny.
Nie mogąc się za nic zabrać, chłopak postanowił wykorzystać chwilę, kiedy przestało padać i wybrać się do biblioteki. Być może jakaś pasjonująca lektura pomogłaby mu się „rozruszać”.
Nie oczekiwał, że natknie się tu na coś interesującego (z wyjątkiem powieści, rzecz jasna), a jednak się udało. Nie było to jednak coś, a ktoś.
W pewnej chwili dostrzegł między regałami fiolet. Dość dużo fioletu. Postanowił zbadać tę sprawę. Okazało się, że jest to interesująco wyglądająca dziewczyna szukająca czegoś w dziale z kryminałami. Z nie do końca znanych sobie powodów, Mateusz miał ogromną chęć ją poznać, doprowadzić do jakiejś wymiany zdań, interakcji, czegokolwiek. Żałowałby, gdyby nie wykorzystał okazji.
Niewiele myśląc, podszedł do Fioletowej i jak gdyby nigdy nic, powiedział:
- Ciekawa fryzura.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.
- Czyżbym wyczuwała ironię? – spytała podejrzliwie.
- Skądże – odparł szczeze zdziwiony.
- To przepraszam – powiedziała już przyjaznym tonem. – I dziękuję, bo rozumiem, że był to w takim razie komplement.
- Oczywiście. Skąd podejrzenia o ironię? – kontynuował, zadowolony, że udało mu się nawiązać rozmowę.
- Zaczepki przytrafiają mi się tak często, że zaczęłam już podejrzewać każdego. Jest w tym trochę hipokryzji, ale trudno.
Chłopak nie do końca zrozumiał fragment o hipokryzji, jednak wolał na razie go nie wyjaśniać. Zapytał więc:
- Jeśli można wiedzieć, co skłoniło cię do takiego... oryginalnego koloru?
- Nic mnie nie skłoniło. Po prostu go lubię. I uważam, że jest mi w nim całkiem do twarzy.
- Czyli to nie jest żaden styl?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Właściwie, czemu mnie tak wypytujesz? – zapytała znowu nieco podejrzliwie.
- Wyglądając w ten sposób powinnaś liczyć się z tym, że będziesz wzbudzać ciekawości – odpowiedział sprytnie.
- Owszem – westchnęła. – Z tego, co zdążyłam zauważyć, chyba tylko zwierzęta i dzieci nie oceniają mnie na pierwszy rzut oka – stwierdziła bardziej do siebie, niż do towarzysza. Zaraz jednak zmieniła ton: - Ale ja cię chyba nie znam, prawda?
- Raczej nie, ale nie szkodzi. Jestem Mateusz – powiedział, wyciągając dłoń.
- Mari. – Ścisnęła dłoń. – Skrót od Marii – dorzuciła w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie.

Mateusz był z siebie zadowolony, właśnie nawiązał całkiem nową znajomość. Nigdy nie miał z tym problemów, ale każda kolejna zawsze go cieszyła. Tytuł duszy towarzystwa do czegoś zobowiązywał. Na przykład do posiadania imponującej liczby znajomych (i to nie tylko tych wirtualnych, będących powodem do dumy na wszelkiego rodzaju portalach społecznościowych).
Rozmawiał z Mari jeszcze dobre kilkanaście minut, dowiadując się głównie kilku podstawowych informacji o nowo poznanej. Okazało się, że wcale nie jest tak niezwykła, na jaką wygląda. Owszem, nie można było wątpić w jej silną osobowość, ale jej życie było typowe. Nawet bardzo.

- Czy ty nie miałeś czegoś wypożyczyć? – zapytała w pewnym momencie. – Jesteśmy w bibliotece, a ty nie masz w ręku żadnej książki.
- Miałem. Problem w tym, że nie wiem co. Może coś polecisz?
- Pewnie. Mam wprawę w polecaniu.
- Serio?
- Sporo czytam.
- Nie obraź się, ale wcale tego po tobie nie widać.
- Tak, wiem. Powinnam pewnie nosić przynajmniej okulary.
- W zasadzie tak. Wtedy powiedziałbym, że dużo czytasz.
- Wiesz, że tym samym bazujesz na stereotypach?
- Nikt nie jest doskonały.

Prowadząc tę nie do końca poważną rozmowę, odeszli w stronę regałów z literaturą fantasy.


***


Natalia, sympatyczna, pozytywnie nastawiona do życia osiemnastolatka, maszerowała w rytm muzyki brzmiącej w jej słuchawkach. Umówiła się z przyjaciółką na skwerku. Stamtąd miały iść do kina. Uwielbiały chodzić razem na koszmarnie słabe filmy, nowa część Zmierzchu nie mogła zatem zostać pominięta.
- Cześć, Mari! – przywitała się Natalia, docierając do celu.
Wyciągnęła słuchawki z uszu i wrzuciła je do torebki.
- Długo czekasz? – spytała.
Mari siedziała na ławce i karmiła okruchami kilka kawek drepczących nieopodal po trawniku.
- Nie, niedługo. Poczekaj aż skończę, dobrze? Mamy jeszcze dużo czasu.
Natalia przysiadła się i zaczęła obserwować przyjaciółkę. W końcu zapytała:
- Właściwie to dlaczego karmisz kawki?
Nie żeby jakoś specjalnie się temu dziwiła, przywykła już do tego, że Mari miewała często oryginalne pomysły. Zawsze zresztą dobre i logiczne.
Mari przez moment milczała.
- No a dlaczego karmi się gołębie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- A bo ja wiem... Tak jakoś.
- Dlatego, że są głodne?
- Całkiem prawdopodobne.
- Kawki to też ptaki i też odczuwają głód.
- No tak – przyznała Natalia. – Ale nikt nie karmi kawek.
- No właśnie. Dlaczego tak jest skoro jedyna różnica pomiędzy gołębiami a kawkami, to gatunek? – Mari wypowiedziała to specyficznym tonem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Podpuszczasz mnie! – poznała Natalia. – Dobrze, przyjmijmy po prostu, że cała sprawa dokarmiania kawek jest jedną z niezgłębionych tajemnic wszechświata.
- Kolejną – doprecyzowała towarzyszka.
- Kolejną – zgodziła się, przypominając sobie podobną sytuację sprzed kilku dni. – Idziemy?
- Tak, już możemy.

Zaledwie ruszyły, Natalia oznajmiła.
- Oj, Mari. Nie chcę cię martwić, ale przez takie rozgryzanie tajemnic wszechświata ludzie mogą uważać cię za dziwną.
- Gdybym przejmowała się tym, co myślą o mnie ludzie, pewnie już dawno wpadłabym w depresję.
- Tak uważasz? Nie sądzę, żeby było aż tak źle, po prostu mówię ci, co myślę.
- Sęk w tym, że wszyscy myślą. Domyślają się, tak jak ty teraz. A niestety zawsze jest tak, że im mniej kogoś znasz, tym więcej się domyślasz. A znowu swoje domysły opierasz na tym, czego zdążyłaś się już dowiedzieć. Czyli, jeśli domysły dotyczą osoby nieznajomej, powstają na podstawie jedynej wiadomej – wyglądu.
- Aha – mruknęła Natalia, mając nadzieję, że wszystko zrozumiała. Chciała przynajmniej sprawiać takie wrażenie.
- Mniej więcej rozumiesz, prawda?
- Tak. Bardziej mniej, niż więcej, ale owszem.

Temat wydawał się zakończony, jednak Natalia przejęła się trochę tym, co powiedziała przyjaciółka. Pewnie zupełnie niepotrzebnie, ale nawet jeśli, to źle by się czuła, gdyby nie wypowiedziała kilku słów otuchy.
- Mari – zaczęła. – Ale nie przejmuj się tym, co ludzie ewentualnie myślą, dobrze?
- Przejmować się? – Dziewczyna się roześmiała. – Nigdy w życiu. Ludzie to ślimaki. Liczą się tylko poszczególne osoby.
Znowu szły w ciszy, którą ponownie przerwała Natalia.
- Mogłabyś naprowadzić mnie na tok swojego rozumowania i wyjaśnić mi, dlaczego ludzie to ślimaki? – spytała nieco ironicznie.
- Oczywiście. Rozejrzyj się.
Dziewczyna posłusznie omiotła spojrzeniem otoczenie. Nie zobaczyła nic szczególnego. Sporo ludzi załatwiających swoje sprawy, samochody jadące jak zwykle po jezdni, kałuże na chodnikach... Nic więcej.
- Obawiam się, że nic nie widzę.
-Widzisz ludzi?
-Tak.
-Widzisz, że padało?
-Oczywiście, że widzę!
- No właśnie. Jeszcze parę godzin temu, kiedy padało, ludzi nie było. Dlatego są jak ślimaki. Wychodzą po deszczu.


***


Pani Kosakowska spod piątki zaparzyła wieczorną zieloną herbatę i trzymając parującą filiżankę w w dłoni, patrzyła przez okno na oświetloną latarniami ulicę Różaną. Z niesmakiem patrzyła jak sąsiad spod czwórki, który wyprowadzał psa, rzucił niedopałek papierosa na chodnik przed jej domem. Obserwowała jak w domu sąsiadki spod szóstki gasną światła. Chwilę potem zauważyła jak Mari szybkim krokiem wraca do domu.
Wolała nie wiedzieć, co robiła ta dziewczyna, że wraca do domu o takiej godzinie. Z pewnością nic dobrego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Edycja pierwsza / Etap IV Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin