Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


OBUDŹ MNIE - fragmenty mojej książki

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Fantastyczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
imanimrod




Dołączył: 05 Maj 2013
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gubin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 2:31, 05 Maj 2013    Temat postu: OBUDŹ MNIE - fragmenty mojej książki

PROLOG
Kolejny raz… Pomyślała Dafne, przymykając powieki. Otworzyła je na powrót i wpatrując się tępo w śnieżnobiały sufit, snuła powoli myśli. Minęły trzy miesiące. Od tego momentu pustka i niewyjaśniona apatia ustąpiły miejsca rodzącym się nowym ideom w jej umyśle.
Co mnie nie zabije, to wzmocni. Byłam słaba, ale teraz powrócę silniejsza niż kiedykolwiek.
- Znajdź siłę. – powiedziała sama do siebie.
Teraz pokaże wszystkim, że tak naprawdę nic dramatycznego nie wydarzyło się w jej życiu. Pójdzie do szkoły, skończy ją i jakoś to będzie.
Zeskoczyła jednym susem z miękkiego, pokrytego błękitnym kocem łóżka i stanęła naprzeciwko lustra. Wisiało na ścianie - duże, zdobione srebrną ramą. Miało już za sobą ładnych parę lat. Spojrzała na swoje odbicie.
Jeszcze trzy miesiące temu, gdyby z tego miejsca oglądała siebie w tym samym lustrze, jego obraz przedstawiałby się zupełnie inaczej. Nie zapomniała niczego, czuła wszystko, pamięta każdy szczegół, jakby spotkało ją to wczoraj.
Mianowicie zmęczone brakiem snu i nadmiarem łez powieki. Przekrwione, smutne oczy, które napełniały się łzami ilekroć przypomniała sobie coś z tamtych dni. Blada, delikatna i krucha jak porcelana twarzyczka oraz podkrążone oczy, których stan wynikał z niemożności przełknięcia czegokolwiek jadalnego, jak i zbyt małej dawki snu.
Pamiętała siebie wtedy jako niezdolną do życia. Czuła ten dziwny ból w piersi, który ściskał serce… Sprawiał, że nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa. Zamykała się w sobie, odgradzała od całego świata. Nie chciała mieć do czynienia z żadnym człowiekiem, ponieważ straciła automatycznie zaufanie do całego gatunku ludzkiego.
Teraz było inaczej. Z lustra spoglądała silna kobieta z wojowniczym błyskiem w oku. Niegdyś smutne spojrzenie, teraz żywsze, nadawało twarzy zupełnie innego wyrazu.
Uśmiech rozjaśnił jej oblicze. Padła z powrotem na łóżko z rozpostartymi ramionami. Para granatowych poduszek uniosła się lekko.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno nie miała żadnych ambicji i motywacji! Dzisiaj wydało jej się to odległe, ale miało też swoje powody. Uważała, że nic nie trwa bez przyczyny. Każda historia ma swój początek i koniec. Każdy nowy początek rodzi się z jakiegoś zakończenia.
I właśnie teraz nadszedł ten moment. Koniec kolejnego rozdziału, początek nowego. Zostawi za sobą przeszłość. Wiedziała, że nigdy nie zapomni, ale z drugiej strony musiała wciąż żyć. Z czasem ból minie, ale kiedy? Nauczyła się dalej w miarę normalnie funkcjonować, ale miała świadomość tego, że coś się w niej zepsuło i już nigdy nie będzie działało tak jak powinno. To jak drzazga, która utknęła w jej sercu i nie dawała o sobie zapomnieć. Czy była szansa, że kiedykolwiek jej serce będzie zdrowe, a wspomnienia nie będą już przypominały o swoim istnieniu? Tego nie wiedziała, ale z pewnością trudno byłoby to osiągnąć.
A może teraz będzie jeszcze gorzej? Jeśli jedno wspomnienie składa się z wielu, to czy teraz każde z nich będzie bolało z osobna? Tak jak rozbite zwierciadło - da się poukładać je na powrót w jedną całość, ale nigdy już nie będzie wyglądało jak przedtem. Zostanie skaza na całe życie.
Zamknęła oczy i pozwoliła sobie marzyć. Daj mi teraz marzyć, daj! I już nikt nie wie, co jest realne, a czego w ogóle nie ma, gdzie prawda, gdzie złuda, czego się nie czuje, gdzie naturalność, a gdzie sztuczność, zgrywa i to, co powinno być, miesza się z tym co nieubłagane jest, i jedno i drugie dyskwalifikuje, jedno drugiemu odbiera wszelką rację bytu, o, wielka szkoło nierzeczywistości!





Rozdział 1
Pół roku później...
Jest noc. Chłodny wiatr targa liśćmi. Gałęzie skrzypią, szeleszczą i miotają się niespokojnie. Patrzę jak słabe światło księżyca przebija się z trudem przez korony drzew. Gęste, czarne chmury suną po niebie przysłaniając gwiazdy. I nic poza tym. Wzdycham. Wchodzę na łąkę zarzuconą konarami połamanych drzew. Zapach żywicy i soków jeszcze drążących wnętrze półmartwych pni – ich krwi.
Zamykam oczy. Zmieniają się pory roku. Drzewa wyrastają i powiększają się. Ich konary rosną, wydłużając swoje ramiona. Widzę jak liście więdną, słyszę jak opadają, ustępując miejsca pąkom, które pękają, rodząc nowe liście. Podnoszę wzrok ku górze. Chmury mkną po niebie z zatrważającą prędkością. Przemieniają się noce i dnie. Czerwień zmierzchu. Granat nocy.


***

Padał deszcz. Prawie biegła, idąc prędkim krokiem.
- Pierwszy dzień, a ja jestem już spóźniona… – mruknęła.
Kałuże rozbryzgiwały się pod krokami jej ciężkich, sportowych butów, ochlapując przy okazji nogawki spodni. Była na siebie zła, że zaspała, a aktualna pogoda nie ułatwiała przedzierać się przez tłum młodych ludzi, także spieszących na wykłady.
Do sali przyszło już wielu uczniów. Nowoprzybyli szeptali między sobą, próbując dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Charakterystyczny szmer wypełniał aulę, gdy nagle wszedł ekscentrycznie wyglądający człowiek. Głosy ucichły, a wszyscy z uwagą i niepokojem spoglądali na dziwacznego mężczyznę.
- Witam was na pierwszym wykładzie historii. – położył z hukiem zniszczony neseser na biurku. Świeżaki w pierwszym rzędzie podskoczyły z trwogą na krzesłach. – Co prawda jest to lekcja organizacyjna, ale jako że mamy dzisiaj więcej czasu, zaczniemy już pewne rzeczy. – powiedział monotonnym głosem, nie patrząc nawet na zgromadzony tłum.
Wyciągnął z czarnej, skórzanej walizki plik kartek. Studenci otworzyli zeszyty i czekali w gotowości, aby zapisać cokolwiek.
- Dla jasności… Nie jestem dla was żadnym profesorem, magistrem lub kimkolwiek więcej. Czasem wygląd może zmylić. – zwrócił na nich pełen uwagi wzrok.
Wizerunek tego mężczyzny z pewnością budził różne myśli. Długie i bardzo ciemne, utrzymane w nieładzie włosy sięgały daleko za ramiona, a jego broda nie widziała już chyba golarki od wielu dni. Gdyby zafarbować jego włosy i bujny zarost na siwo, mógłby z powodzeniem udawać św. Mikołaja w okresie bożonarodzeniowym. Mimo to twarz wydawała się młoda.
- Jestem tutaj tylko przejazdem. Postanowiłem objąć posadę jako praktykant. Możecie spokojnie mówić do mnie na Ty. Na imię mam Sergio. Po polsku Sergiusz, pochodzę z Portugalii. – w klasie słychać było pomruki wyrażające zainteresowanie. Na twarz Sergia wstąpił uśmiech. – Ale zwracajcie się do mnie Sergio. – kilkoro studentów zachichotało.
Dafne wbiegła do budynku szkoły i przeklinała siebie w duchu za własną nieodpowiedzialność. W pośpiechu jeszcze raz sprawdziła nr sali.
- 303 – powiedziała i biegnąc po schodach, rozglądała się na boki. Będąc już na trzecim piętrze, szukała w pośpiechu drzwi z numerem widniejącym na planie zajęć.
- Jest. – mruknęła. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę.
Drzwi sali 303 stanęły otworem. Do auli weszła Dafne i próbując nie rzucać się w oczy wypatrywała wolnego miejsca. Sergio przerwał swój wykład, z rąk wypadły mu wszystkie kartki. Zaniemówił i jakby znieruchomiał. Wiatr owionął jego włosy. Wciągnął powietrze głęboko do płuc.
- Przepraszam za spóźnienie. – powiedziała Dafne na swoją obronę.
Oprzytomniał i schylił się, by zebrać z podłogi stos kartek. Następnie zaczął coś pisać czarnym markerem na białej tablicy.
- Witam pannę spóźnialską. Byłbym wdzięczny, gdybyś nie zwracała się do mnie per pan, ponieważ pracuję tutaj na razie jako praktykant. Nie nauczyciel czy profesor. Na imię mam Sergio. – powiedział znudzonym głosem, ledwo pisząc słowa na tablicy. – Gdybyś się nie spóźniła, wiedziałabyś o tym.
Dafne poczerwieniała ze wstydu.
- Przepraszam. – powiedziała cicho i udawała, że pisze coś ważnego w zeszycie.
Nagle marker wypadł mu z rąk włącznie z kartkami. Wyszedł szybkim krokiem z sali. Zdziwieni studenci zaczęli szeptać między sobą. Dafne czuła się winna. Już pierwszego dnia musiała wszystko zepsuć. Czyżby to z jej powodu stracił cierpliwość i nie mógł dalej kontynuować? Po wykładzie podejdzie i przeprosi. To najlepsze co może zrobić.
Oparł drżące dłonie na krawędzi porcelanowej umywalki. Odkręcił kurek z zimną wodą i przemył twarz, aby ochłonąć. Jeszcze drżał, a serce biło mu jak oszalałe.
Uspokój się i opanuj zmysły. Pomyślał i próbował zapanować nad szybkim oddechem. Jak to możliwe? Przez tyle czasu żaden człowiek nie był w stanie podziałać na niego w taki sposób. To musi być jakaś pomyłka. Zwiesił na chwilę głowę i zakręcił wodę. Jego puls zwolnił. Podniósł wzrok. Z lustra spoglądały na Sergiusza jasne, zielone oczy. Wszystko wróciło do normy.
A teraz wróci tam i wymyśli na poczekaniu jakąś wymówkę. To nie może być prawda, zdawało mu się tylko.
Wyszedł wolnym krokiem i powędrował do sali 303. Nacisnął klamkę, znów owionął go podmuch powietrza. Cofnął się gwałtownie. Znów to samo. Nie, nie da za wygraną. Wejdzie tam bez cienia słabości na twarzy.
- Cholerny przeciąg! – krzyknął, zamykając w pośpiechu wszystkie okna w auli. Pozostali w pomieszczeniu wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia.
Nie zdoła nad tym zapanować. Nie potrafi. To jest zbyt silne. Lepiej sobie pójdzie, zanim zrobi komuś krzywdę. Wszedł na stare, drewniane podium i przemówił słabym głosem, nawet nie patrząc na zebranych.
- Idźcie do domu, dzisiaj macie wolne. – wydukał i posłał Dafne karcące spojrzenie. Wyszedł z sali najszybciej ze wszystkich.
Czy to jej wina? Czy to właśnie ona była powodem, dla którego praktykant odwołał wykłady? To niedorzeczne... Uczniowie wyglądali na zadowolonych, podnieśli się z krzeseł i zwrócili w stronę wyjścia. Ona siedziała nadal.
Ten wzrok… Tak jakby to ona była temu wszystkiemu winna, a nic przecież nie zrobiła.
Sergio stał na korytarzu podtrzymując ścianę jedną ręką. W jego głowie toczyła się prawdziwa bitwa. Miał sto myśli na minutę. Co powinienem zrobić? Musi opracować strategię. Zaczął walić zaciśniętą pięścią w mur.
Prawie wszyscy już wyszli. Wreszcie i ona wstała, a następnie pewnym krokiem podeszła do Sergiusza. Zamierzała go przeprosić, powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie.
A on wciąż to czuł. Coraz bardziej, a teraz jeszcze intensywniej. Odwrócił się, to znowu ona. Zmierzała w jego stronę, szła jakby nigdy nic. Chciał uciekać, ale gdyby to zrobił z pewnością jego zachowanie nie wyglądałoby normalnie w jej oczach. Z drugiej strony naturalny instynkt kazał mu zostać i…
- Ja naprawdę chciałabym przeprosić za spóźnienie. Już więcej to się nie powtórzy, obiecuję. – wypaliła, patrząc mu prosto w oczy. Spoglądał na nią bez cienia emocji na twarzy i nie miał odwagi wykonać nawet najmniejszego ruchu.
- Nie ma problemu, nie jesteś niczemu winna. – powiedział powoli, dalej stojąc nieruchomo. Podeszła trochę bliżej. Jego oczy natychmiast pociemniały.
Przystanęła niepewnie. A niech to. Widziała. Zganił siebie w duchu i zamrugał kilka razy, odwracając wzrok.
- Wszystko na pewno w porządku? – spytała, uważnie mu się przyglądając.
Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Nie wytrzyma tego.
- Tak, wszystko na pewno jest ok. Naprawdę musisz już iść, ja zresztą też. Masz wolne, więc korzystaj. – uśmiechnął się sztucznie, a jego oczy pociemniały jeszcze bardziej.
- Dlaczego jesteś na mnie taki zły? – zapytała w końcu.
Szczerość dziewczyny jeszcze bardziej wprawiała go w zakłopotanie. Poważnie chciał już, by sobie poszła. Dotknął więc jej ramienia, skupił się i wysłał w stronę dziewczyny polecenie. Idź już do domu. Wypowiedział uważnie słowa w myślach. Tym razem ulegnie.
- Co z Tobą? – uniosła brwi w zdziwieniu i prychnęła ironicznie, strącając jego dłoń.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie odwrócił się i szybkim krokiem podążył w stronę wyjścia.
Nic z tego nie rozumiała. Stała jak słup soli, zdezorientowana jeszcze bardziej. Dlaczego tak dziwnie zareagował? O co mu chodzi? Jakiś świr…
Poprawiła torbę na ramieniu i także wyszła z uczelni. Wolne to wolne. Ale te jego oczy… Zaintrygowały ją. Nie, na pewno jej się przewidziało… Ale przecież tak nie było! Jest pewna, że miał jasnozielone oczy, a później nagle pociemniały. I to wiele razy. Nie, nie przewidziało jej się.
Postanowiła sprawdzić go jeszcze raz. Jutro tajemniczy brodacz znów będzie prowadził zajęcia.

***

Leżał na łóżku z założonymi za głowę rękoma. Na zewnątrz znów siąpił deszcz, malując smugi na oknie. Przez chwilę śledził kątem oka ruch jednej z wielu kropli, spływających po szybie, gdy nagle uderzyła w nią kolejna, wyrywając go w ten sposób z zadumy. Oderwał wzrok od szklanej tafli i przymknął powieki, wsłuchując się w dźwięk ulewy.
Z pewnością nie było to uczciwe z jego strony, ale musiał uczynić tak, a nie inaczej. Nie chciał, by doszło do przykrej sytuacji. Naprawdę nie chciał. Zrobi tak, by jej nie uczył.
Gdyby postąpił wbrew dobrej woli, kto wie jakie poniosłoby to za sobą skutki. To wszystko dla dobra tej dziewczyny.
Wskazówka zegarka ściennego przesunęła się i wybiła północ.
Ale ta aura… W przeciągu tylu lat żaden człowiek nie wywołał u niego takiego szału zmysłów. Nie przypominał sobie kiedy ostatnio miało to miejsce. Ba, być może nikt nigdy nie był do tego zdolny. Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że nie działała na nią jego moc. Nie posłuchała się, a to znak, że była uodporniona... To przecież nonsens. Pierwszy raz spotyka go coś takiego. Czy to ta aura przyćmiewała zmysły? Sprawiała, że czuł się zdezorientowany i nie potrafił skupić dostatecznie swojej uwagi?
Właśnie dlatego musi to zrobić. Ochronić ją, ponieważ nie ufa sobie… Otworzył powoli oczy.
Jeszcze gdyby nie była taka ładna! A była... Inteligentny człowiek mógł to zauważyć. Ten, kto umiał patrzeć.
Przypomniał sobie obraz Dafne w pamięci i znów ogarnęło go to niewyjaśnione uczucie. Serce poczęło tłuc się w jego piersi. Westchnął.
Jutro przepisze ją do innej grupy i po sprawie. Znów zamknął oczy i pozwolił umysłowi odpocząć.


***


Zatkał dłonią usta mężczyzny i mocno przytrzymał, by nie uciekł.
- To co widziałeś, czułeś i słyszałeś, to wszystko nie miało nigdy miejsca. Wracasz do domu tak, jakby nic się nie wydarzyło. – szepnął mu na ucho te słowa, a jego dłoń spoczęła na środkowej części pleców ofiary.
Po chwili puścił człowieka odwracając się tyłem. Starszy pan prawie upadł. On natomiast wciągnął głęboko powietrze i miał już zamiar odejść, gdy mężczyzna, który stał się przed chwilą jego pożywką wydukał słabo słowa:
- Jestem taki zmęczony… - i odszedł spiesznym krokiem.
- Doskonale. – mruknął i rozprostował kości. Wszystko się przyjęło.
Dochodziła już 06:00 rano. Wygląda na to, że będzie musiał iść prosto na uczelnię. Był spokojny, ponieważ nie odczuwał już niedoboru. Szedł sprężystym krokiem w stronę głównego budynku szkoły, a następnie skierował się do sekretariatu na drugim piętrze. Pamiętał o obietnicy. Niestety sam nie mógł przepisać Dafne do innej grupy. Musiała to zrobić sama.
Gdyby nie to, że nie działały na nią jego moce, sam powiedziałby jej, aby poszła się przepisać. Problemem było właśnie to, że jest odporna. Jednak pani Harris na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
Wszedł do słabo oświetlonego gabinetu, w którym pełno było półek, szafek i regałów. Śmierdziało tu starymi książkami i naftaliną. Na biurku cicho grało radio.
- Dzień dobry pani . – przywitał serdecznie staruszkę w okularach, siedzącą przy komputerze.
- Witaj Sergio. W czym mogę Ci pomóc? – odpowiedziała przesłodzonym głosem, przerywając pisanie i uśmiechając się teatralnie.
Podszedł i położył rękę na jej pomarszczonej dłoni. Zapach naftaliny wdarł mu się w nozdrza. Chcę, byś przepisała Dafne Kanvas z grupy E do grupy A. Chodzi mi o pierwszy rok, wykłady historii. Niech ktoś odpowiedni szybko ją powiadomi, że zaszły takie zmiany. Rozumiesz? Starsza pani automatycznie przytaknęła i zaczęła wpisywać coś w komputerze niczym maszyna.
Po chwili opuścił pomieszczenie i odetchnął. Nienawidził woni naftalenu.
Gdy wszedł do sali wykładowej ucieszył go fakt, że już nie odczuwał niczego. Trudno by mu było funkcjonować, gdyby dalej musiał ją uczyć.
- Przepraszam was za ostatnią niedogodność. Wszystko już jest w należytym porządku. Możemy przystąpić do zajęć. – pogładził się po długiej brodzie i zaczął pisać temat na tablicy.
W plecy uderzył go gwałtowny podmuch wiatru. Wiedział, że przyjdzie. Nawet, gdy jeszcze nie weszła czuł już jej obecność.
Trzasnęły drzwi. Dafne podeszła do Sergiusza, a on wiedząc, że to ona, odwrócił się bez słowa.
- W czym problem? – zapytał unosząc brwi. Musiał nad sobą panować. Zacisnął zęby, a na jego twarz wstąpił uśmiech.
- Dlaczego przepisano mnie do innej grupy? – złość malowała się w jej dużych, piwnych oczach. On w przeciwieństwie do niej znajdował teraz przyjemność w tej sytuacji.
- Nie miej mi tego za złe, wszystko Ci wyjaśnię. Porozmawiajmy na korytarzu. To nie jest dobre miejsce na tego typu spekulacje. – odpowiedział przyciszonym głosem, a następnie kazał pozostałym uczniom przeczytać pierwszy temat w książce.
Tak naprawdę chciał, aby się denerwowała. Wyglądała wtedy naprawdę zjawiskowo. Podejrzewał, że dziewczyna rozgryzie tą sprawę z przepisaniem. To było nieuniknione. Wyszli z sali.
- Dlaczego nie jestem w E? – ponowiła pytanie, gdy Sergio zamknął drzwi.
- A dlaczego przychodzisz z tym do mnie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, upajając się jej widokiem.
- A komu innemu przeszkadzało to, że w ogóle pojawiam się na zajęciach? Myślisz, że jestem na tyle tępa, by tego nie wiedzieć? Masz pojęcie co zrobiłeś? Przez ten wybryk nie zgadzają mi się godziny zajęć. Wszystko mam pomieszane, kompletny chaos! – krzyczała, wymachując kartką przed jego oczami, a on chciał, by krzyczała jeszcze. Delektował się każdą jej reakcją, każdym gwałtownym ruchem i ostrym słowem.
- To kara za spóźnienie. Na moje wykłady się nie spóźnia. – brnął dalej.
- To śmieszne! Kpisz sobie? Nawet jakby… To powinieneś dać mi chociaż drugą szansę, a nie od razu wyrzucać! – obserwował ją, chłonął wzrokiem. Badał spojrzeniem fragment po fragmencie. Poczerwieniała.
Dlaczego ciągle się gapił? I znów te oczy... Wiedziała tylko, że nie odpuści, dopóki znów nie będzie w grupie E.
- Nie ulegnę. Przepiszę się na powrót tam, gdzie byłam jeszcze wczoraj. Nie dam sobą pomiatać. – powiedziała stanowczo.
- A kto tu mówi o pomiataniu? – wciągnął powietrze do płuc. Zawirowało mu w głowie, obraz się zamazał, a chwilkę potem wyostrzyły wszystkie zmysły.
- Po prostu nie wiem dlaczego to zrobiłeś, tylko tyle. Nie lubię niewyjaśnionych spraw. – wytłumaczyła. Podszedł teraz bardzo blisko, tak, że musiała cofnąć głowę.
- Uwierz mi, że nie chcesz poznać prawdziwego powodu. – stał tak bez ruchu.
To wszystko było jakieś dziwne, a raczej ten facet i jego zachowanie. Opętało go? I ten wzrok - tak jakby chciał ją zjeść. Przelękła się trochę, ale nie dała tego po sobie poznać. Obłąkany brodacz i jego tajemnice… To śmieszne. Przemówił głos w jej głowie.
- Wolę najgorszą prawdę, niż słodkie kłamstwo. – zaoponowała.
- A więc wojna?
- Wojna.
Miał naprawdę złe myśli. Sam nie chciał ich słuchać, ale tego właśnie chciała. WALKI. Wybrała tak, nie inaczej.
- A więc wojna… - cofnął się i pomaszerował w stronę klasy. – Idź teraz na zajęcia do grupy A, a od jutra zaczynasz na nowo razem ze studentami z E. – dodał nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Stała nieruchomo przez chwilę, a później pospieszyła w kierunku auli, w której miała mieć wykład.
Jakimś cudem zdołała pogodzić dzisiejsze zajęcia. Nie poszła na psychologię społeczną, ponieważ w tym samym czasie miała ważniejszą od tego przedmiotu socjologię. Jutro będzie musiała się jakoś wytłumaczyć profesorowi Savalisky.
Wracała do domu, nie spiesząc się. Deszcz przestał padać, a po chwili blask promieni roztoczył słabe światło na okolicę. Pożółkłe liście drzew zaszeleściły i zalśniły jesiennym złotem. Zmrużyła oczy, gdy słońce nieśmiało wyjrzało zza srebrzystobiałych chmur.
Była szczęśliwa, że w końcu wszystko wróciło na swoje miejsce. Jeśli się czegoś bardzo chce, to można osiągnąć swój cel. Poszło jej całkiem dobrze. Teraz tylko czuła lekki strach przed tym, że będzie mieć problemy z praktykantem.
Kopnęła od niechcenia samotny kamień, leżący na środku chodnika. Poleciał kilka metrów dalej i z pluskiem wylądował w ogromnej kałuży.
Co będzie, gdy zemści się na niej? Nawet jeśli… Nie było to dopuszczalne. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Już wczoraj udowodniła mu, że potrafi uprzeć się przy swoim. Z drugiej strony jednak dał jej przecież wolną rękę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez imanimrod dnia Nie 2:35, 05 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Fantastyczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin