Piórem Feniksa
forum stowarzyszenia młodych pisarzy
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 


Ja i Czarownik - Kurzok vs A.J.

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat

Autor Wiadomość
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień



Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto smoka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:35, 25 Kwi 2009    Temat postu: Ja i Czarownik - Kurzok vs A.J.

Kurzok vs A.J.
Forma: proza
Tematyka: Ja i Czarownik - historia miłosna.
Długość: minimum jedna strona w Wordzie (11. Geogria)
Termin: 27 IV
Wymogi: brak

Gwoli przypomnienia
- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
W sumie 15


Tekst A
Słowo „magia” wraz z czasem nabrało zupełnie innego znaczenia. Już nie było ono kojarzone z niebieską tiarą w gwiazdki, niewinną różdżką i królikiem z kapelusza, który wskakiwał w naszą przestrzeń, zupełnie niespodziewanie. Nie był to już uroczy uśmiech dziecka, ani nic niezwykłego, pod pozytywnym, znaczeniu tego słowa. Magia, w języku prostych, zwykłych ludzi, znaczyła po prostu t r a g e d i ę.
Słowo „miłość’ było zakazane. Miłość została zagrożona, niespełniona, przez magię.
A życie? Słowo „życie” w słowniku zwykłego Anglika zostało ciężko ranne.

Trzy, równoległe, puknięcia – tylko tyle wystarczyło, aby drobne, jasne włoski na jej plecach stanęły dęba, a serce nabrało szybszego tempa, jak gitara, która podczas, każdego chyba koncertu, z każdym kawałkiem dawała coraz ostrzejsze popisy. Przyłożyła malutką dłoń do powierzchni dębowych drzwi, policzyła do pięciu, wypuściła z drobnych usteczek ciepłą parę wody – ostatnią porcję ciepła, jakie mogło wytworzyć jej popsute serce, w ostatnim czasie. Straciła rachubę czasu – poczuła, jakby czekanie, trwało wieczność, wieczność, w czasie, której jej chory umysł zaczynał się zastanawiać; „Czy on jeszcze żyje?’.
Po upłynięciu całej wieczności, drzwi otworzyły się przed nią – niczym wrota do mapy z zaginioną nadzieją. Szybkim ruchem, jej dłoń ześlizgnęła się z powierzchni drewna.
Czy spotkała ją nadzieja? W jej oczach malowało się przerażenie, jednak, nie porzucenia, choć może troszeczkę, ale zmartwienie na temat jego serca, które przez nią nacierpiało się dwukrotnie.
- Słyszałam o twojej mamie. Przykro mi. Wiem, co czujesz. - Sai Sun Megan wypowiedziała tą kwestię cichutko, jakby bezgłośnie. Dokładnie tak, jak ktoś określił ją w scenariuszu tej całej sytuacji. Zwykle, słowa wypuszczały się z jej ust, jakby to były bańki mydlane o zaróżowionych brzegach. W tej chwili były one ciężkie, trudne, przesycone melancholię oraz łzami, które, o dziwo, jeszcze nie polały się na marmurowej posadzce.
Taylor McSheller spojrzał na nią. Jego zmarszczki mimiczne układał się portret człowieka, który ma głęboko gdzieś całą tą zasraną wojnę między normalnymi – jak to nazywał – ludźmi, a czarodziejami. Obraz jego twarzy pokazywał głęboki zawód miłosny, którego uczucie, jeszcze dwa miesiące temu, kiełkowało w czerwonej doniczce, na jego parapecie oraz dobijającą go śmierć matki.
- Wszyscy mi mówią, że wiem, co czuję, kiedy tak naprawdę, nie mają o tym pojęcia!
Taylor zostawił drzwi otwarte, wchodząc w głąb tunelu, na końcu, którego paliło się światełko w świeczce nadziei, jakby to miało być powtórne zaproszenie do jego serca – bądź jak najbardziej prymitywny przejaw kultury.
Sai weszła, zamykając cicho drzwi. Jego słowa, ich znaczenie, jego głos, akcent, przy którym nogi jej się uginały, nadal odbijały się w jej malutkich uszach, których przyozdobieniem zajęły się maleńkie kolczyki z serduszkami. Dostała je właśnie od niego.
- Jeśli o mnie chodzi, to wiem dokładnie co czujesz i zdajesz sobie z tego doskonale sprawę. – Powiedziała ostro, możliwe, że trochę za ostro i dobitnie.
Spojrzał na nią. Wyglądała pięknie i nawet w tak dramatycznej chwili, nie umiał wymigać się od tego spostrzeżenia. Jej długie, czarne włosy, falowały, pod wpływem niewidzialnego wiatru, czarne oczy błyszczały, niczym perły na wystawie sklepu jubilerskiego, a usta składały się w piękny kwiat, którego z chęcią by dotknął.
Kochał ją – bardzo ją kochał. Wiedział to już znacznie wcześniej, kiedy chodził z nią po ulicy za rękę, jak i wtedy, kiedy jego serce płakało za nią, kiedy kilka chwil przed jej wyjazdem ona wypowiedziała słowo; „koniec”.
- Tak. Wiem. Po co przyjechałaś?
Nie widzieli się już od stycznia. Spory kawał czasu. Oboje zdążyli zatopić swoje smutki, jak i tęsknotę w szklance whisky i chusteczkach, które wprost ginęły pod naporem łez.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Może zarówno Sai, jak i Taylor chcieli odnaleźć ich dawną miłość, właśnie takim sposobem? A może po prostu szukali kontaktu wzrokowego – oznak wielkiej prawdy i upadłego fałszu?
- Chciałam ci coś powiedzieć. – Po wypowiedzeniu tych słów Sai przełknęła głośno ślinę, jednak gardło dalej miała suche, jak skorupa.
- To mów. Słucham. – Odparł beznamiętnie, trochę dobity torturą widzenia jej i niemocy przytulenia do swojej piersi.
- Zostawiłam cię, nie, dlatego, że nic do ciebie nie czuję. Nadal czuję. – W jej słowach pojawiły się łzy – szczere łzy. – Po prostu nie wiedziałeś czegoś o mnie. Nie wiedziałam jak na to zareagujesz…. Jestem czarownicą, Taylor.
Nastąpiła pauza. Głucha, rozpaczliwa pauza, w której ich serca się zagotowały, bijąc coraz mocniej, a umysł został potraktowany, jak shaker – trzęsiono nimi na wszystkie strony. Nadeszła chwila, aby skupić się na takich detalach, jak mały guziczek, niedopięty na jego, błękitnej koszuli, zaciśniętą w pieść dłoń i zegarek, tykający na nadgarstku, jej gorycz w ustach i samotnie tańczącą łzę na jej bladym policzku.
Kiedy, ktoś, tam na górze, włączył akcję – on wyszedł.

Tekst B
Ekspresja

- Czuję, że oni mnie nie doceniają?
- Dlaczego?
- Traktują mnie inaczej, bo jestem inny.
- Zazdroszczą. Ludzie są zawistni.
- Naprawdę tak myślisz, Kokoschko?
- Tak, Oskarze.


***
Stałam przed drzwiami pracowni Antka. Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam. Poirytowana znów zaczęłam walić pięścią w drzwi. Fakt, że Antek nie otwierał naprawdę mnie zdenerwował. Znałam go prawie całe życie i wiedziałam o jego przyjaźni z tabletkami nasennymi. Jedna pigułka więcej i koniec! Może trochę przesadziłam. Ale nauczona doświadczeniem wolałam nie ryzykować. Puknęłam jeszcze parę razy, odwróciłam się i ruszyłam przez trawnik do okna.
Pracownia malarska znajdowała się blisko centrum. Mieściła się w starej, zaniedbanej fabryce, w której większość przestrzeni zajmowały schowki do wynajmu. Większe pomieszczenia przekształcono na pracownie, warsztaty i garaże. Aktualny właściciel – stary sknera i gbur – odziedziczył wykończoną „fabrykę” po swoim starszym bezdzietnym bracie. Mężczyzna od razu podniósł czynsz do horrendalnie wielkiej sumy, twierdząc, że takie miejsce to skarb. Większość ludzi zrezygnowała z usług tego pana, spakowała swoje manatki i przeniosła się gdzie indziej. Oczywiście, zostało paru naiwniaków – głównie artystów. Wśród nich był Antek. Początkowo myślałam, że jeżeli właściciel zwiększy cenę wynajmu poprawią się warunki. Może chciał to odnowić? Okazało się, że było tylko gorzej. Nowy właściciel nie sprzątał, nie pilnował „fabryki”. W przeciągu paru miesięcy miejsce to popadło w ruinę. Właściciel przyjeżdżał tylko pobierać czynsz, schowki stały się miejscem libacji alkoholowych pijaczków.
Ale oczywiście Antek nie zrezygnował, nadal miał pracownię w starej fabryce. W głowie mi się to nie mieściło.
Przeszłam po twardej ziemi. Nie wiedziałam, kiedy wchodzę na glebę, a kiedy na psie – bądź ludzkie – gówna. Omijałam butelki, kubeczki i inne śmieci znanego i nieznanego pochodzenia. Doszłam do małego, matowego z brudu okienka. Zastanawiałam się, czy je przetrzeć. Zdecydowałam: moje zarazki mi wystarczą. Podeszłam trochę bliżej, odsunęłam się, poczuwszy okropny smród moczu. Zacisnęłam palce na nosie i przysunęłam twarz do okienka.
- Hej, co robisz?
Odwróciłam się szybko. Antek nakrył mnie na tym jak podglądałam. Pewnie nie obchodziło go, że robiłam to w dobrej wierze, a nie z chorobliwej ciekawości. Z jego twarzy wyczytałam zmieszanie połączone ze złością. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Ruszyłam w jego stronę. Miał na sobie jasnoniebieskie jeansy, poplamiony t-shirt i flanelową koszulę w kratę, zapiętą do połowy na suwak.
- Co robisz? – powtórzył z irytacją. Wiedziałam, że nie uniknę odpowiedzi na pytanie.
- Właściwie nic. – Powoli wymawiałam słowa, kiwając przy tym głową. – Po prostu chciałam zobaczyć….
- Co robię?
- Nie, znaczy… tak. Przepraszam.
Antek przewrócił oczami i pokręcił głową.
- Kinga, jestem trochę zajęty. Czy mogłabyś już sobie pójść?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam naprzeciwko niego z szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyrwałam się z dziwnego transu, przetarłam twarz dłonią i powiedziałam:
- Tak… W sumie… chciałam tylko powiedzieć, że moja mama organizuje swoje urodziny i chciałaby, żebyś…
Zamilkłam. Nagle uśmiechnął się. Bardziej promiennie niż zwykle, jakoś dziwnie i nienaturalnie – jakby ktoś przykleił mu na twarz uśmiech klauna. W oczach zauważyłam dziwny błysk, podniecenia, a może nawet euforii. Odsunęłam się krok do tyłu.
- Może lepiej zostań, co?
- Mówiłeś, że jesteś zajęty…
- Praca może poczekać, nie?
Skinęłam głową.
Objął mnie ramieniem. Poczułam jak po plecach przechodzi mi dziwny dreszcz. Zazwyczaj Antek unikał kontaktu cielesnego, twierdził, że to go denerwuje. A tym razem bez żadnych oporów mnie przytulił. Przyszłam do Antka, bo już dawno go nie widziałam. Ale tak naprawdę to powód był zupełnie inny.
Zeszłej nocy śnił mi koszmar. Kolory we śnie były bardzo jaskrawe, wręcz oślepiające. Wokół mnie biegały baśniowe stworzenia – jednorożce, kolorowe psy. Mimo że sceneria sama w sobie była wesoła, sielankowa czułam wypływający z niej fałsz – jakby to rajskie miejsce kryło w sobie szatański pierwiastek. Siedziałam na jasnozielonym koniu, obok mnie latały kruki. Miały kolorowe skrzydła. Naprzeciwko mnie stał Antek, w dłoni miał pędzel. Coś mówił, ale go nie słyszałam. Obok niego stanął jakiś dziwny mężczyzna w ubraniu z lat trzydziestych XX w. Obydwaj uśmiechali się. Po chwili pędzel w dłoni Antka zmienił się w sztylet. Biegł w moją stronę. Cały czas się uśmiechał. Chciałam odjechać, albo przynajmniej zsiąść z konia. Nie mogłam. Po chwili kolory zniknęły, zamiast nich pojawiła się oślepiająca biel. Koń zamieniał się w posąg, a ja byłam jego częścią. Antek powiedział, że najwyższy czas, żebym oddała mu oczy.
Sen się skończył a ja obudziłam się zlana potem. Niepokojąca mara nie pozwoliła mi już zasnąć tamtej nocy. Cały czas myślałam o realistycznym śnie i o mężczyźnie w staromodnym garniturze. Postanowiłam, że pojadę do Antka i porozmawiam z nim. Uczucie zagubienia i zdenerwowania towarzyszyło mi przez prawie całą drogę. Bałam się o Antka i nie miałam pojęcia, co ten sen może oznaczać. Moje senne mary nigdy się nie sprawdzały, zazwyczaj były po prostu bardzo surrealistycznym urojeniem. Nie miały w sobie nawet ziarnka prawdy. Tak, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Nie wiem.
- Dziwnie się zachowujesz.
Głos Antka wyrwał mnie z zamyślenia.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Ej, nie przepraszaj, tylko siadaj i czekaj aż zrobię ci pyszną, wiśniową herbatę!
Wyrwałam się z jego objęć i podążyłam w stronę starej wersalki. Usiadłam, rozglądając się po pracowni. Niewiele się zmieniła odkąd byłam tu ostatni raz w zeszłym miesiącu. Ściany pokrywały stare gazety codzienne. Taki wygląd był pomysłem Antka. Naprzeciwko wersalki stało parę szafek brudnych od farby i elektryczny czajnik. Po mojej prawej znajdowała się sztaluga z płótnem przykryta białą szmatą. Byłam ciekawa, co namalował Antek podczas mojej nieobecności. Nie ruszałam się, patrzyłam w plecy Antka.
- Czym się ostatnio zajmujesz?
Dobre pytanie.
- Niczym szczególnym. A ty?
Antek nie odpowiedział, cały czas krzątał się przy czajniku elektrycznych. Po chwili wstawił wodę i odwrócił się z uśmiechem w moją stronę. Starałam się, żeby mój uśmiech był przynajmniej w połowie tak promienny jak jego. Nie udało się.
- Długo się nie widzieliśmy, co?
Podszedł bliżej.
- Trochę. Czas szybko leci. – Wzruszyłam ramionami na znak, że nic nie można na to poradzić.
- Ten miesiąc bardzo mi się dłużył.
- Dlaczego?
- Nie mogłem malować, praktycznie wcale.
- Ach! Sugerujesz, że jestem twoją muzą i nie możesz beze mnie malować?
Uśmiechnęłam się. Antek nie odpowiedział tym samym. Mój dowcip go nie rozbawił.
- Kinga – wyszeptał – czy możesz oddać mi oczy?
Poczułam jak moje serce zaczyna bić szybciej. Odsunęłam się do tyłu. Zobaczyłam na jego ustach uśmiech a w oczach dziwny błysk. Miałam szczerą nadzieję, że to tylko głupi dowcip. Przełknęłam głośno ślinę. Nagle Antek wyciągnął nóż zza pleców. Gdy zobaczyłam ostrze, w którym odbijało się światło jarzeniówki, wiedziałam, że nie żartuje i mój sen stanie się jawą.
- Oddaj moje oczy! – krzyknął.
Bałam się wstać i uciekać. Dłonią zaczęłam macać kieszeń. Telefon! Telefon!
- Oddaj je!
- Ale, Antek, ja ich nie mam!
Szybko wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam 112. Antek doskoczył do mnie, wyrwał mi telefon i rzucił go na podłogę. Wypadła z niego bateria. Wyłączył się.
***
Patrzył na białe płótno, które było wręcz złowieszcze. Biel, niby anielska, wywoływała w nim jednoznaczne skojarzenia ze śmiercią i cierpieniem. Ten kolor był zbyt czysty i sterylny, zimny – jak szpital, w którym umierają ludzie. Chciał go pomalować, pokryć kolorową farbą, byle pozbyć się pustki. Nie mógł. Za każdym razem, kiedy chwytał do ręki gruby pędzel, czuł odrętwienie. Nie mógł podnieść dłoni, myśleć. Nie potrafił pokonać niemocy twórczej już od paru miesięcy. Coś go powstrzymywało od tworzenia.
Pamiętał dokładnie, kiedy poczuł pustkę pierwszy raz. Kinga wyszła, on został sam. Miał taki genialny pomysł, żeby namalować niecodzienny portret. Wziął do ręki ołówek i nie mógł nic narysować. Myślał, że może po prostu jest zmęczony i nie ma siły na takie rzeczy. Następnego dnia było to samo. Z dnia na dzień miał coraz większą awersję do sztuki. Nie chciało mu się nic robić. Całe dnie leżał na wersalce, patrząc w sufit. Kinga z tą swoją chorobliwą ciekawością wcale mu nie pomagała. Zadręczała go tysiącem pytań, opowiadała o problemach, które przy jego niemocy były niczym. Miał jej dość, przestał dzwonić i odwiedzać ją przy każdej możliwej okazji.
I wtedy pojawił się Kokoschka. Doskonale rozumiał jego problemy, był wyrozumiały i pomagał. Nie znalazł dla niego inspiracji i nie pomógł przełamać niemocy twórczej. Po prostu wspierał, sprawiał, że Antek czuł się szczęśliwy, doceniony – tak jak nigdy. Chłopak wychodził tylko wieczorami, gdy miasto było śpiące i odrętwiałe. Kokoschka cały czas mu towarzyszył. Chodził po nierównych chodnikach i brudnych trawnikach. Siedząc na ławce, oglądał niebo. Świat nocą wydawał się Antkowi bardzo fascynujący, bo w ciemności nic nie ma twarzy. Wszyscy wyglądali tak samo, jak nocne mary, potwory. Szli obok niego, a za chwilę znikali.
Nagle dotarło do niego pukanie. Zasłonił płótno i chwiejnym krokiem ruszył ku drzwiom. Uchylił je i wyjrzał. Nikogo nie zobaczył. Wyszedł. Jasne, słoneczne światło oślepiło go na chwilę. Przy oknie stała Kinga, zaglądała do jego warsztatu. Czuł jak ogarnia go złość. Podglądała go. Przygryzł wargę i zapytał się, co robi.
Był na nią zły. Po raz kolejny wchodziła w jego życie z butami. Chciał odprawić ją z kwitkiem, byle sobie poszła. I nagle odezwał się Kokoschka.
- Oskarze?
- Tak?
- Ona ma twoje oczy! Zabierz je jej! Znów chcesz malować.

I postanowił, że zabierze Kindze swoje oczy. Zaprosił ją do środka, jak gdyby nigdy nic. Wyglądała dziwnie, może nawet coś podejrzewała, ale, kiedy przekręcił klucz w zamku, było już za późno. Siedziała na wersalce, a on wyjmował nóż z czajnika. Odwrócił się, by sprawdzić, co się dzieje. Kinga wyglądała okropnie – jakby była przygaszona, albo wystraszona. Antek spojrzał jej w oczu i zawahał się, bo zobaczył w nich coś nieokreślonego, strach, a może wiedzę, że przed tym, co się za chwilę stanie nie ma ratunku? Przez chwilę nawet pomyślał, że Kinga tego nie zrobiła. Ale Kokoschka nigdy się nie mylił, więc dlaczego to się miało stać tym razem?
Zaczął rozmowę, pogawędkę o niczym. Chciał po prostu zająć czymś Kingę. Nadal wyglądała na spiętą, ale pod wpływem pytań trochę się rozluźniła. Ale w końcu nie wytrzymał i zapytał, czy odda jego oczy! I wtedy zobaczył prawdziwy strach, nie tylko błysk lęku. Chciała zadzwonić na policję, mógł się tego spodziewać. Wyrwał komórkę z jej dłoni i rzucił ją na podłogę. Bateria wypadła z telefonu.
Podszedł bliżej, Kinga nawet nie próbowała uciekać. Antek zamknął oczy i wbił nóż w swój brzuch. Miał wyjście – mógł ją zabić i malować, mógł po prostu zapomnieć i męczyć się dalej, albo mógł umrzeć. Wybrał trzecią opcję, bo była najprostsza. Mimo słów Kokoschki nie potrafił zabić Kingi. Nie wbił sobie noża, żeby szlachetnie ocalić Kingę przed nim samym. Nie o to, chodziło. On od zawsze był egoistą.
***
Po prostu się zabił. Przerażające, ale poczułam ulgę, gdy upadł na ziemię. Byłam przekonana, że dziś ja będę umierać. Siedziałam chwilę i patrzyłam jak oddycha. Może chciałam go ratować? Może chciałam, żeby Antek ze mną został? Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, on umarł już ponad miesiąc temu, gdy przestałam być dla niego ważna. Antek - mój Czarownik.


W opowiadaniu pojawia się bezpośrednie nawiązanie do malarza ekspresjonistycznego, poety i grafika Oskara Kokoschki. Aby w pełni zrozumieć treść musisz obejrzeć kilka jego obrazów.

Do dziewiątego dnia piątego miesiąca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Chiyo
Moderator Niewyżyty



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 1692
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oxford, UK (oryg. Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:31, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Pomysł
Tekst A: 2
Tekst B: 3

Jeśli mam być szczera, to żaden pomysł mnie jakoś specjalnie nie urzekł. Tekst A zaczął dobrze, ale był zbyt krótki, aby cokolwiek więcej rozwinąć i przez to wydaje się być wyrwanym z kontekstu fragmentem.
Z kolei Tekst B, chociaż tworzył jakąś spójną całość, była ona dziwna i chyba zbyt przyciężka, jak na mój gust. Jednak bardziej oryginalna niż w Tekście A i stąd ta niewielka przewaga.

Styl
Tekst A: 2.5
Tekst B: 2.5

W Tekście A było pełno błędów. Zdecydowanie za dużo przecinków - autorka ma z nimi ogromny problem, a problem z przecinkami utrudnia czytanie. Gdyby nie one, to powiedziałabym, że styl jest bardzo ładny.
W Tekście B też był problem z przecinkami (raz ich brakowało, raz było za dużo), ale to pikuś. Jak zobaczyłam TO, to zalała mnie krew:
Cytat:
Przygryzł wargę i zapytał się, co robi.

Tak, wiem, że mam fobię na tym punkcie, ale z niewiadomych przyczyn to jest jedyna rzecz, która mnie autentycznie załamuje. Mogę obśmiać błędy ortograficzne, mogę jakoś się wyłączyć na przecinki, mogę skrzywionym wzrokiem pooglądać kopniętą gramatykę, ale TEGO nie znoszę w prozie NIGDY!!!
Dlatego daję remis - bo oba style byłyby dobre, gdyby nie błędy, które doprowadziły moje oczy do obłędu. -.-

Realizacja tematu
Tekst A: 0.90
Tekst B: 0.10

Waham się. Niby oba zrealizowały, ale w Tekście B samo stwierdzenie na końcu "Antek - mój Czarownik" jakoś nie wydaje mi się wystarczające, aby temat zrealizować. Oprócz tego jednego stwierdzenia, nie widzę żadnych innych dowodów na to, aby ów Antek był czarownikiem w jakikolwiek sposób - czarownikiem pędzla, czarownikiem serca Kingi czy czarownikiem-potrzebującym-leczenia.
Nie, chyba jednak nie dam po równo. Pomimo wszystko, według mnie Tekst A bardziej temat zrealizował, nawet jeśli w raczej oklepany sposób.

Ogólne wrażenia
Tekst A: 2
Tekst B: 2

Remis. Bo żaden tekst nie przypadł mi do gustu. Tekst A byłby lepszy, gdyby autorka trochę bardziej rozwinęła wątek, bo zaczęła bardzo dobrze, tworząc wrażenie jakiejś alternatywnej czy nawet post-apokaliptycznej Ziemi, jednak potem zaniechała to wrażenie i został raczej średni tekst z mnóstwem błędów.
Z kolei Tekst B, chociaż miał lepszy pomysł ogólnie, to nie bardzo zrealizował temat, jak na mój gust, poza tym osobiście czytałam go z domieszką nudy. Najwidoczniej nie dla mnie dzikie i surrealistyczne teksty, nie dla mnie ten typ artysty-schizola (z całym szacunkiem dla autorki). A skoro żaden mi się nie podoba, zaś punkty przyznane być muszą - pozostaje remis.

Podliczenie
Tekst A: 7.4
Tekst B: 7.6

Przewaga niewielka, chociaż i tak się sobie dziwię, iż jakakolwiek z tego wyszła. Oo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Alba




Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:26, 28 Kwi 2009    Temat postu:

- Pomysł (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
A 1
B 4


Zdecydowanie jeśli idzie o pomysł, wygrywa tekst B. Po prostu mam uraz do FFów, z którymi opowiadanie A wyjątkowo mi się skojarzyło i ostatnio lubię mocno zaskakujące twórczości.

- Styl (do dyspozycji 5 talentów dla obydwu stron)
A 2,25
B 2,75

[A pierwszym tekście roiło się od błędów, ale drugi też nie był nazbyt poprawny, więc niesprawiedliwie byłoby rzucić tutaj mocną różnicą punktów.

- Realizacja tematu (do dyspozycji 1 talent dla obydwu stron)
A 0,75
B 0,25

Mimo że podejście do hasła 'czarownik' chyba było dość luźne i można je na wiele sposobów interpretować, to nie wiem dlaczego w drugim tekście on został czarownikiem a nie pajacem czy klaunem. Wyglądało mi to na podpasowywanie wcześniej napisanego tekstu pod wymogi pojedynku - tyle.

- Ogólne wrażenie (do dyspozycji 4 talenty dla obydwu stron)
A 1,5
B 2,5

SUMA:
A 5,5
B 9,5


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alba dnia Wto 21:27, 28 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Michalina




Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1408
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:48, 03 Maj 2009    Temat postu:

Pomysł:
A. 2
B. 3

Styl:
A. 3
B. 2

Realizacja tematu:
A. 0,75
B. 0,25

Ogólne wrażenie:
A. 2
B. 2

W tekście A bardzo spodobał mi się wstęp, byłam niemal pewna, że będzie to coś w rodzaju sf, mimo że za tym nie przepadam, ale szybko wszystko znormalniało, co jednak w ogólnym rozrachunku wyszło na minus. Strasznie raziły błędy, oj strasznie.
Cytat:
Sai Sun Megan wypowiedziała tą kwestię cichutko

Tę kwestię. (w bierniku; odpowiada na pytania 'kogo? ,co?')
a do tego interpunkcja.
Ogólnie lubię styl jakim pisany jest tekst A. Osobiście nie potrafiłabym użyć tylu metafor w tak krótkim tekście i to mi imponuje. Mogę się też przyczepić do tego, że mimo wszystko temat został zrealizowany w mało oryginalny sposób.

Co do tekstu B. Chyba jednak był dla mnie zbyt... hm... ciężki? Nie, to chyba nie jest właściwe określenie. Troszkę dziwny. Lubię narrację pierwszoosobową, pozwala lepiej się wczuć w tekst (eee... to poprawne jest?). Tutaj niestety też raziły błędy. Gdzieś zamiast 'spytał' znalazło się 'spytał się'. Wiem, że sama popełniam ten błąd, ale staram się jego wystrzegać^^
Co do zrealizowanego tematu... właściwie nie wiem, gdzie on został zrealizowany. Na początku myślałam, że tym czarownikiem jest ten cały Koko-coś-tam, ale ostatnie zdanie wyraźnie wskazuje na to, że tym czarownikiem był Antek, ale ja dalej nie wiem, dlaczego on był Kingi czarownikiem?

Razem
A. 7,75
B. 7,25


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yumminae Rais
Moderator Wspomnień



Dołączył: 06 Sty 2009
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: miasto smoka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:34, 10 Maj 2009    Temat postu:

Zagłosowało osób (aż!) trzy.
Tekst A - 20,65
Tekst B - 24,35
Pojedynek zwyciężyła Kurzok!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piórem Feniksa Strona Główna -> Spiżarnia karczemna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
Regulamin